Ogólnopolska diagnoza usług społecznych wskazuje na olbrzymie zapotrzebowanie na usługi wsparcia dla seniorów

Osoby star­sze (60+) sta­no­wią obec­nie ponad 1/4 popu­la­cji w kra­ju. W per­spek­ty­wie dwóch dekad może to być 40% ogółu mieszkańców. Usługi spo­łecz­ne dla senio­rów w ostat­niej deka­dzie znacz­nie się roz­wi­nę­ły, ale nadal jest ich za mało. „Ogólnopolska dia­gno­za dein­sty­tu­cjo­na­li­za­cji usług spo­łecz­nych” wska­zu­je, że brak przede wszyst­kim usług opie­kuń­czych: pomo­cy w sprzą­ta­niu, pra­niu, przy­go­to­wy­wa­niu posił­ków. Dotkliwy jest
dla senio­rów pro­blem samot­no­ści i cyfro­we­go wykluczenia. 

„Ogólnopolska dia­gno­za…”  jest naj­więk­szą prze­pro­wa­dzo­ną do tej pory dia­gno­zą usług śro­do­wi­sko­wych oraz dia­gno­zą przy­go­to­wa­nia do dein­sty­tu­cjo­na­li­za­cji. Została wyko­na­nia na zle­ce­nie Regionalnych Ośrodków Polityki Społecznej przez liczą­cy pra­wie 40 osób zespół badaw­czy koor­dy­no­wa­ny przez Uczelnię Korczaka w Warszawie, we współ­pra­cy z fir­mą badaw­czą PBS. Opracowanie zosta­ło udo­stęp­nio­ne na stronie:

www.uczelniakorczaka.pl/raport-deinstytucjonalizacja.

Seniorzy potrze­bu­ją więk­szej licz­by usług w środowisku

Usługi spo­łecz­ne i śro­do­wi­sko­we w Polsce inten­syw­nie się roz­wi­ja­ją, rów­nież ze względu
na pro­ces dein­sty­tu­cjo­na­li­za­cji oraz rosną­ce potrze­by w zakre­sie opie­ki nad oso­ba­mi starszymi
i nie­sa­mo­dziel­ny­mi. 82% ogó­łu bada­nych odbior­ców usług spo­łecz­nych uwa­ża jednak,
że potrze­ba więk­szej licz­by usług w śro­do­wi­sku.
90% ankie­to­wa­nych w „Diagnozie…”  senio­rów chcia­ło­by jak naj­dłu­żej pozo­stać w domu – a do tego potrze­bu­je wspar­cia w miej­scu zamiesz­ka­nia. Zarazem wie­lu z nich nie może liczyć na takie wspar­cie. 54% bada­nych uwa­ża, że rodzi­ny zanie­dbu­ją obec­nie opie­kę nad oso­ba­mi starszymi.

Rodziny naj­czę­ściej wspie­ra­ją oso­by star­sze w pro­stych zada­niach: robie­niu zaku­pów (46%), zawo­że­niu w róż­ne miej­sca (44%), pomo­cy w spra­wach urzę­do­wych (43%). Znacznie mniej­sze jest wspar­cie w czyn­no­ściach nie­zbęd­nych, gdy bra­ku­je samo­dziel­no­ści – przy­go­to­wy­wa­niu posił­ków (16%), wyku­pie leków i ich poda­wa­niu (15%), czyn­no­ściach higie­nicz­nych (9%).

„Diagnoza…” wyka­za­ła, że 30% osób, któ­re dziś prze­by­wa­ją w domach pomo­cy spo­łecz­nej mogła­by pozo­stać w śro­do­wi­sku, gdy­by otrzy­ma­ła wspar­cie w posta­ci usług śro­do­wi­sko­wych.Co trze­cia oso­ba, któ­ra prze­by­wa dziś w DPS wola­ła­by miesz­kać w domu
i mieć wspar­cie w śro­do­wi­sku. Osoby te mogły­by cie­szyć się dobrej jako­ści życiem w swo­im śro­do­wi­sku. Ten wynik bada­nia poka­zu­je, jak wie­le mógł­by zmie­nić roz­wój usług śro­do­wi­sko­wych
– mówi Adam Szponka, Przewodniczący Konwentu Regionalnych Ośrodków Polityki Społecznej, zle­ce­nio­daw­ca badania.

Według osób star­szych, któ­re pozo­sta­ją w domach, naj­bar­dziej potrzeb­ne jest wsparcie
w zała­twia­niu spraw urzę­do­wych (38% wska­zań), wspar­cie w samot­no­ści i złym nastro­ju (37%), pomoc w robie­niu zaku­pów (30%), udział w wyda­rze­niach kul­tu­ral­nych i spo­tka­niach (29%) oraz zapew­nie­nie kon­tak­tu z oto­cze­niem (27%). Wyniki te wska­zu­ją, jak istot­ne jest
dla osób star­szych, któ­re zacho­wu­ją samo­dziel­ność towa­rzy­stwo i kon­tak­ty międzyludzkie.

W tym kon­tek­ście waż­nym pro­ble­mem jest „błęd­ne koło cyfro­we­go wykluczenia”.
Tylko 30% bada­nych senio­rów korzy­sta z Internetu czy smar­fo­na, 11% – z e‑konsultacji
z leka­rzem. Ale cyfro­we wyklu­cze­nie doty­czy też pra­cow­ni­ków insty­tu­cji. Zaledwie 19% z nich ma wie­dzę i doświad­cze­nie w korzy­sta­niu z e‑usług.

Instytucje są goto­we, by dostar­czać wię­cej usług 

Po stro­nie insty­tu­cji spo­łecz­nych jest duża goto­wość świad­cze­nia usług w środowisku,
ale potrze­bu­ją one więk­szej wie­dzy, jak to robić – tak wska­za­ło 82% ankie­to­wa­nych pra­cow­ni­ków pla­có­wek wspar­cia. Problemem jest rów­nież, że tyl­ko 40% bada­nych ana­li­zu­je potrze­by klien­tów w lokal­nych społecznościach.

Ale pla­ców­ki – sta­cjo­nar­ne, czy­li domy pomo­cy spo­łecz­nej oraz śro­do­wi­sko­we, np. domy dzien­ne­go wspar­cia – mogą w cią­gu naj­bliż­szych kil­ku­na­stu mie­się­cy znacz­nie zwięk­szyć podaż usług spo­łecz­nych. Są do tego przy­go­to­wa­ne, o ile znaj­dą się środ­ki i kadry, sek­tor pomo­cy spo­łecz­nej nale­ży dziś bowiem do naj­go­rzej wyna­gra­dza­nych. Placówki naj­szyb­ciej mogły­by roz­wi­nąć się usłu­gi wspar­cia w gospo­dar­stwie (37% pla­có­wek wska­zu­je, że może uruchomić
je w cią­gu kil­ku­na­stu mie­się­cy), opie­ka wytchnie­nio­wa (30%), wspar­cie psy­cho­lo­gicz­ne (29%), spe­cja­li­stycz­ne usłu­gi opie­kuń­cze (24%), usłu­gi wspo­ma­ga­ją­ce, np. akty­wi­za­cyj­ne (20%).

- Istnieje duży poten­cjał uru­cho­mie­nia usług w śro­do­wi­sku. W tym kon­tek­ście nale­ży zwró­cić uwa­gę na poten­cjał domów pomo­cy spo­łecz­nej, bo mają one zaso­by i doświad­cze­nie i mogą wpro­wa­dzać nowe usłu­gi. Potrzebna jest rów­nież bar­dziej aktyw­na rola orga­ni­za­cji poza­rzą­do­wych: one tak­że mogą stać się nowy­mi dostaw­ca­mi usług. A tak­że samo­rzą­dów – „Diagnoza…” wyka­za­ła, że roz­wój usług śro­do­wi­sko­wych jest prio­ry­te­tem tylko
dla co dzie­sią­te­go samo­rzą­du
– mówi prof. Mirosław Grewiński z Uczelni Korczaka, kie­row­nik badania.

 Potrzebna koor­dy­na­cja wie­lu dzia­łań na rzecz seniorów 

- Głównym prze­sła­niem „Ogólnopolskiej dia­gno­zy…” jest woła­nie o koor­dy­na­cję działań
na rzecz senio­rów pomię­dzy róż­ny­mi resor­ta­mi oraz agen­da­mi rzą­du i samo­rzą­du. Zbadane stu­dia przy­pad­ków poka­za­ły, że wie­le dzia­łań ma cha­rak­ter frag­men­ta­rycz­ny, punk­to­wy. A potrzeb­ny jest spój­ny łań­cuch wspar­cia i ści­sła współ­pra­ca wie­lu resor­tów i insty­tu­cji
– powie­dział Paweł Rabiej z Uczelni Korczaka, współ­au­tor badania.

– Te bada­nia są bar­dzo waż­ne i traf­nie odzwier­cie­dla­ją tren­dy i wyzwa­nia. Moją rolą jest dziś spro­sta­nie poru­szo­nym wyzwa­niom oraz koor­dy­na­cja tych obsza­rów, w tym poprzez koor­dy­na­cję poli­ty­ki spo­łecz­nej i ochro­ny zdro­wia – pod­kre­śli­ła mini­stra ds. poli­ty­ki senio­ral­nej Marzena Okła-Drewnowicz. – W naj­bliż­szym cza­sie zosta­nie powo­ła­ny mię­dzy­re­sor­to­wy zespół, któ­re­go zada­niem będzie koor­dy­na­cja wspar­cia osób star­szych. Instrumentem wspar­cia będzie bon senio­ral­ny, ale jak pod­kre­śli­ła mini­stra ds. senio­rów, wyzwaniem
jest rów­nież przy­go­to­wa­nie kadry, któ­ra będzie świad­czy­ła usłu­gi dla osób starszych.

Bon zosta­nie skon­stru­owa­ny w taki spo­sób, aby mogły z nie­go sko­rzy­stać wszyst­kie samo­rzą­dy, a współ­pra­ca z samo­rzą­da­mi jest istot­nym ele­men­tem tego rozwiązania.

W bada­niach ilo­ścio­wych i jako­ścio­wych (case stu­dies) na potrze­by „Ogólnopolskiej dia­gno­zy…” wzię­ło udział ponad 3,5 tys. odbior­ców usług, ponad 2,6 tys. pra­cow­ni­ków insty­tu­cji pomo­cy spo­łecz­nej oraz ponad 500 przed­sta­wi­cie­li samo­rzą­dów gmin­nych. Szczegółowo w ramach Studiów Przypadków zba­da­ne zosta­ły 256 pod­mio­ty, świad­czą­cych usłu­gi sta­cjo­nar­ne i śro­do­wi­sko­we. Łącznie w bada­niu uczest­ni­czy­ło ponad 8,3 tys. odbior­ców i reali­za­to­rów usług. Celem bada­nia było zde­fi­nio­wa­nie szans i wyzwań roz­wo­ju usług śro­do­wi­sko­wych dla róż­nych grup odbior­ców (dzie­ci i mło­dzież w pie­czy zastęp­czej, osób star­szych i nie­sa­mo­dziel­nych, z nie­peł­no­spraw­no­ścia­mi, w kry­zy­sach psy­chicz­nych, kry­zy­sie bezdomności).

Uczelnia Korczaka – Akademia Nauk Stosowanych powsta­ła w 1993 roku, jako jed­na z pierw­szych w Polsce uczel­ni nie­pu­blicz­nych. Założona zosta­ła przez Towarzystwo Wiedzy Powszechnej – orga­ni­za­cję, pro­wa­dzą­cą od lat 50. dzia­łal­ność oświa­to­wą i kul­tu­ral­ną wśród doro­słych, dzie­ci i mło­dzie­ży. Głównym pomy­sło­daw­cą jej utwo­rze­nia był prof. dr hab. Julian Auleytner, któ­ry przez wie­le lat peł­nił funk­cję Rektora. Uczelnia Korczaka kształ­ci stu­den­tów na kie­run­kach: Pedagogika, Pedagogika spe­cjal­na, Pedagogiczna przed­szkol­na i wcze­snosz­kol­na, Praca socjal­na, Polityka spo­łecz­na, a od nie­daw­na tak­że Psychologia. W skład Uczelni Korczaka wcho­dzi sie­dem wydzia­łów i oddzia­łów zamiej­sco­wych ulo­ko­wa­nych w: Warszawie, Katowicach, Olsztynie, Lublinie, Szczecinie, Poznaniu i Człuchowie. Koncentrujemy się na prak­tycz­nej i przy­dat­nej w roz­wo­ju zawo­do­wym edu­ka­cji wyż­szej. Na ofe­ro­wa­nych przez nas kie­run­kach stu­diów zaję­cia pro­wa­dzą eks­per­ci i praktycy.
Jako insty­tu­cja odpo­wie­dzial­na spo­łecz­nie Uczelnia reali­zu­je i pro­mu­je zacho­wa­nia pro­spo­łecz­ne. Razem ze stu­den­ta­mi anga­żu­je się w dzia­ła­nia wspie­ra­ją­ce oso­by pozo­sta­ją­ce bez opie­ki czy wyklu­czo­ne, w celu popra­wy ich sytu­acji życio­wej. Uczelnia orga­ni­zu­je akcje pomo­co­we bądź wspie­ra oso­by potrze­bu­ją­ce poprzez współ­pra­cę z insty­tu­cja­mi pożyt­ku publicz­ne­go. Absolwentami Uczelni Korczaka jest ponad 70 tys. osób zatrud­nio­nych w pla­ców­kach edu­ka­cyj­nych, sek­to­rze spo­łecz­nym i samo­rzą­dach. W skład Grupy Edukacyjnej Uczelni Korczaka wcho­dzą tak­że inne pod­mio­ty. Inspirując się mode­lem kor­cza­kow­skiej peda­go­gi­ki, jako jedy­na szko­ła wyż­sza pro­wa­dzi­my wła­sne szko­ły pod­sta­wo­we, licea i porad­nie psychologiczno-pedagogiczne.

WIĘCEJ INFORMACJI I KONTAKT:

Karina Grygielska
Client Services Director
Agencja FaceIT
tel. +48 510 139 575

 

Czy polska piosenka dla dzieci umarła?

Każde poko­le­nie ma swo­je­go „boha­te­ra” w świe­cie muzy­ki, z któ­rym utoż­sa­mia swo­ją mło­dość i okres doj­rze­wa­nia czy wcze­sną doro­słość. Starsi słu­cha­cze z roz­rzew­nie­niem wspo­mną Mieczysława Fogga, współ­cze­snym nasto­lat­kom ser­ce moc­niej zabi­je przy Young Leosi. Kochamy prze­cież nie tyl­ko muzy­kę, ale i samych twór­ców – posta­ci z krwi i kości, z wła­sną histo­rią, „prze­bo­ja­mi” i potknię­cia­mi. Na wyobraź­nię fanów dzia­ła zatem nie tyl­ko ich muzy­ka, ale i oni sami – posta­ci, któ­re wzbu­dza­ją emo­cje i pozo­sta­ją w pamię­ci rów­nież ze wzglę­du na swo­ją oso­bo­wość. Ale czy współ­cze­sne przed­szko­la­ki mają taką osobę?

Trudny rynek

Mimo że Polacy słu­cha­ją muzy­ki, gra­ją i two­rzą zapa­mię­ta­le, a na kon­cie mamy mnó­stwo suk­ce­sów, zwłasz­cza w kwe­stii pozio­mu arty­stycz­ne­go naszej muzy­ki, w dal­szym cią­gu pozo­sta­je mała wyrwa na rodzi­mym ryn­ku. Chodzi mia­no­wi­cie o pio­sen­kę dzie­cię­cą, któ­rej twa­rzą nie­gdyś była Majka Jeżowska – do dziś pozo­sta­ją­ca iko­ną tego gatun­ku, wła­ści­wie jedy­ną. Współczesne dzie­ci nie mają takiej oso­by, z któ­rą mogły­by się utoż­sa­miać – poza jed­nym (na szczę­ście!) wyjątkiem.

Czemu tak się stało?

Jest to przede wszyst­kim gatu­nek bar­dzo trud­ny, a i rynek odbior­ców bar­dzo nie­sta­bil­ny – dziec­ko, któ­re dzi­siaj ma pięć lat, już za kolej­nych pięć zacznie uwa­żać, że pio­sen­ki dla dzie­ci to obciach. Nie wystę­pu­je tu zatem zja­wi­sko cha­rak­te­ry­stycz­ne dla arty­stów two­rzą­cych dla doro­słe­go słu­cha­cza – czy­li wier­ny, wie­lo­let­ni fan. Każdy rok ozna­cza po pro­stu tra­fia­nie i zako­chi­wa­nie w sobie nowych melo­ma­nów. Zatem moż­na budo­wać sobie jedy­nie pozy­cję medial­ną w bran­ży (nie­sta­bil­ną i kapry­śną dro­gą pod gór­kę), a nie zapra­co­wać na sta­łe miej­sce w ser­cach odbiorców.

Nieistniejący rynek – mimo popytu?

Pamiętacie ten cudow­ny pro­gram jesz­cze z lat 1995–2007 „Od przed­szko­la do Opola”? Dzieci były tutaj po pro­stu dzieć­mi – wyglą­da­ły zabaw­nie w swo­ich kolo­ro­wych ubra­niach i infan­tyl­nych war­ko­czy­kach, nie lały na sce­nie łez wzru­szo­ne zaśpie­wa­ną przez sie­bie wła­śnie pio­sen­ką Niemena, fał­szo­wa­ły ile wle­zie… Dziś, gdy oglą­da­my pro­gra­my roz­ryw­ko­we typu talent show, dzie­ci sta­wia­ne są ramię w ramię z doro­sły­mi, śpie­wa­ją pio­sen­ki dale­ko wykra­cza­ją­ce poza ich rozu­mie­nie (rów­nież emo­cjo­nal­ne) i widać cza­sa­mi, że nie­wie­le jest w tym wszyst­kim fraj­dy, a wię­cej nie­za­spo­ko­jo­nych ambi­cji rodzi­ców. Czy nie odbie­ra się im czę­ścio­wo w ten spo­sób dzie­ciń­stwa i naiwności?

To tyl­ko znak naszych cza­sów i objaw pew­ne­go zja­wi­ska… Dzieci obec­nie nie dys­po­nu­ją bowiem za bar­dzo wybo­rem. Oczywiście na plat­for­mach spo­łecz­no­ścio­wych takich jak YouTube znaj­dzie­my całe mnó­stwo muzy­ki dla dzie­ci. Wszystko to jed­nak pozba­wio­ne będzie „twa­rzy”, z któ­rą dzie­ci mogły­by się zaprzy­jaź­nić. Twarzy, któ­ra zawład­nę­ła­by ich dzie­cię­cą wyobraź­nią i towa­rzy­szy­ła im w dora­sta­niu. A zapo­trze­bo­wa­nie rok­rocz­nie się zwięk­sza… Rodzice coraz czę­ściej zma­ga­ją się z nie­moż­no­ścią ode­rwa­nia dzie­ci od tele­fo­nu. Trudno im zachę­cić je do aktyw­no­ści – nie tyl­ko na powie­trzu, ale i w domu. Coraz mniej z poko­jów dzie­cię­cych sły­chać hała­sów, dud­nie­nia i tupa­nia, a coraz wię­cej dźwię­ków pocho­dzą­cych z kon­so­li i kom­pu­te­ra. Z dru­giej stro­ny, czy dzie­cia­ki moż­na za to winić, sko­ro nie zna­ją posta­ci, któ­ra mogła­by je zain­te­re­so­wać na dłużej?

I w ten spo­sób ci, któ­rym brak takiej sty­mu­la­cji już w wie­ku 3–4 lat, nie będą jej szu­kać w natu­ral­ny spo­sób, gdy będą star­si. A każ­dy z nas wie, jak waż­ne w pro­ce­sie doj­rze­wa­nia potra­fi być posia­da­nie IDOLA.

Jak prze­bić się do mainstreamu?

W ostat­nich latach tro­chę opi­sy­wa­ną powy­żej sytu­ację zaak­cep­to­wa­li­śmy. Przestaliśmy się zasta­na­wiać, co mogło­by spra­wić naszym dzie­cia­kom radość i pod­su­wa­my im kolej­ne bez­oso­bo­we pio­sen­ki z YouTube na temat kro­ko­dy­la czy ZOO, któ­rych sami mamy już ser­decz­nie dość. Przestaliśmy szu­kać. A szko­da! Bo jest w Polsce artyst­ka pio­sen­ki dzie­cię­cej, któ­ra sta­ra się te nie­wi­dzial­ne mury poko­ny­wać i ofe­ru­je daw­no zapo­mnia­ne już wra­że­nia naj­młod­szym dzie­ciom, śpie­wa­jąc, tań­cząc i zachę­ca­jąc dzie­cia­ki do tego samego.

Ciocia Tunia, czy­li Marta Świątek-Stanienda, chcia­ła­by przy­wró­cić w Polsce tra­dy­cję pio­sen­ki typo­wo dzie­cię­cej – ryt­micz­nej, tre­ści­wej i anga­żu­ją­cej rucho­wo. Jest to nam teraz bar­dzo potrzeb­ne! W cza­sach, gdy małym dzie­ciom pozo­sta­ją tyl­ko pio­sen­ki dla doro­słych lub doro­słym pozo­sta­je słu­cha­nie w kół­ko kawał­ków opar­tych na trzech akor­dach oraz gdy dzie­ci dora­sta­ją zde­cy­do­wa­nie zbyt szyb­ko, odro­bi­na naiw­nej i rado­snej zaba­wy ade­kwat­nej do wie­ku dziec­ka będzie niczym ożyw­cza bry­za w upal­ny dzień.

Ciocię Tunię wyróż­nia nie tyl­ko to, że sama jest boha­ter­ką wszyst­kich swo­ich tele­dy­sków i pio­se­nek, ale i zachę­ca­nie dzie­cia­ków do wspól­ne­go tań­ca – zarów­no w kli­pach, jak i na kon­cer­tach. Kolorowy strój, uśmiech i sza­lo­na tona­cja, tra­fia­ją­ca do dzie­ci i roz­ba­wia­ją­ca od pierw­szych słów – to wszyst­ko pięk­na kom­po­zy­cja, któ­ra tra­fia do dzie­cia­ków i pozwa­la im utoż­sa­mić się i poko­chać swo­ją artyst­kę jak praw­dzi­wą zabaw­ną ciotkę.

Pytanie tyl­ko, czy jest to wyją­tek od regu­ły, czy pio­sen­ka dzie­cię­ca już nie­dłu­go wró­ci do łask? Oraz czy szyb­ko zmie­nia­ją­cy się rynek i jesz­cze szyb­ciej dora­sta­ją­cy odbior­cy na to pozwolą?

Na pew­no mają na to nadzie­ję rodzi­ce naj­młod­szych, któ­rzy chcie­li­by zachę­cić pocie­chy do aktyw­no­ści i wspie­rać ich roz­wój muzyczno-ruchowy.

Czasami napraw­dę trud­no mi namó­wić moich chłop­ców na odro­bi­nę ruchu – mar­twi się mama bliź­nia­ków, Stasia i Janka, któ­rą zapy­ta­li­śmy o naj­więk­sze codzien­ne zmar­twie­nie. – Mają zale­d­wie po 5 lat, a już teraz dużo bar­dziej inte­re­su­ją ich stre­amy mine­cra­fto­we na YouTube niż zaba­wy tanecz­ne, do któ­rych pró­bu­ją ich nama­wiać panie w przed­szko­lu. Staramy się, jak może­my, ale wpływ rówie­śni­ków nie poma­ga. O Minecrafcie dowie­dzie­li się wła­śnie od kole­gów z gru­py. Brakuje nam cze­goś, co by ich zain­te­re­so­wa­ło i natu­ral­nie zmotywowało.

Tymczasem więc zachę­ca­my rodzi­ców do prze­te­sto­wa­nia kil­ku tele­dy­sków. Zwłaszcza „Tuniowy Dance”, któ­ry Ciocia Tunia pre­zen­to­wa­ła nie­daw­no w jed­nej z tele­wi­zji śnia­da­nio­wych, może być tutaj reme­dium na nudę:

https://www.youtube.com/watch?v=wsY2HAjxCEA&ab_channel=CiociaTuniaTv

„To rodzaj przemocy kulturowej, mówiącej ‘Witamy w świecie normalnych’!” Jakub B. Bączek dzieli się przeżyciami po coming oucie na kanapie DDTVN

W Internecie zawrza­ło – 9 lute­go za pomo­cą wywia­du okład­ko­we­go w maga­zy­nie Replika, Jakub B. Bączek ogło­sił: „Jestem gejem”. Informacja poja­wi­ła się we wszyst­kich naj­więk­szych por­ta­lach plot­kar­skich. Rozdzwoniły się tele­fo­ny, ale tre­ner men­tal­ny odma­wiał komen­ta­rza. 15 lute­go po raz pierw­szy omó­wił wyda­rze­nia minio­ne­go tygo­dnia pod­czas wizy­ty w Dzień Dobry TVN – padły pyta­nia o prze­moc, sza­cu­nek i reak­cje. Bączek mówił rów­nież o stra­chu, miło­ści i czy coming outy są w ogó­le potrzebne…

W poście, któ­ry poja­wił się o 8 rano 9 lute­go na Facebooku oraz Instagramie naj­słyn­niej­sze­go tre­ne­ra men­tal­ne­go w Polsce, poja­wi­ła się prze­ło­mo­wa zarów­no dla obser­wu­ją­cych jak i dla same­go auto­ra, deklaracja:

JESTEM GEJEM!

W for­mie gra­fi­ki do posta poja­wi­ła się okład­ka maga­zy­nu Replika, dla któ­re­go Jakub B. Bączek udzie­lił wywia­du w tej spra­wie, tłu­ma­cząc, dla­cze­go zde­cy­do­wał się na coming out tak póź­no, opo­wia­da­jąc o swo­jej dro­dze do samo­świa­do­mo­ści i dzie­ląc się wie­lo­ma intym­ny­mi spra­wa­mi na temat związ­ków i rodzi­ny, o któ­rych nigdy wcze­śniej nie mówił.

Pod postem zaczę­ły poja­wiać się set­ki komen­ta­rzy i tysią­ce reak­cji. Jaki był ich wydźwięk?

„95% komen­ta­rzy, któ­rych poja­wi­ły się dosłow­nie tysią­ce, to tre­ści wspie­ra­ją­ce, za któ­re też jestem ogrom­nie wdzięcz­ny. Zaledwie może 5% sta­no­wi­ły tek­sty typo­wo hej­ter­skie w rodza­ju: „zbo­cze­niec” czy „pój­dziesz do pie­kła”. Pojawiły się rów­nież gra­tu­la­cje za odwa­gę”. – mówił pod­czas wywia­du na kana­pie DDTVN Jakub B. Bączek.

Dziennikarka spy­ta­ła, czy takie uję­cie spra­wy nie jest dla Bączka iry­tu­ją­ce: „Bo prze­cież przy­zna­wać się może­my do winy. Gratulowanie odwa­gi suge­ru­je, że zro­bi­li­śmy coś złe­go, ryzy­kow­ne­go albo dziwnego”.

„Zazwyczaj jest to mówio­ne z tro­ską – to chcę pod­kre­ślić. Ale pew­nie wie­lu z nas sobie nie zda­je spra­wy, że to jest, nie­ste­ty i mimo wszyst­ko, jakiś rodzaj prze­mo­cy kul­tu­ro­wej, ponie­waż mówi się to z jakie­goś takie­go pozio­mu wyż­szo­ści… – odpo­wie­dział Bączek. – My geje i czę­sto też les­bij­ki, po pro­stu oso­by LGBT+, mamy takie poczu­cie, zwłasz­cza w mło­do­ści, że jeste­śmy wybra­ko­wa­ni. Często dwa razy moc­niej pra­cu­je­my, żeby uwie­rzyć w swo­ją war­tość. I teraz kie­dy ktoś mówi: „gra­tu­lu­ję ci odwa­gi”, ja to rozu­miem i czu­ję, że tam jest tro­ska po dru­giej stro­nie, ale JEST to rodzaj nie­uświa­do­mio­nej prze­mo­cy kul­tu­ro­wej, bo to tro­chę tak jak­by­śmy powie­dzie­li: „No, wita­my w świe­cie nor­mal­nych.” My się boimy. To też chcę pod­kre­ślić, że tam jest praw­dzi­wy lęk, zanim taka okład­ka Repliki się uka­że z moją twa­rzą, z moim wize­run­kiem. To jest lęk. Gdyby to wie­dzie­li ci, któ­rzy mnie kry­ty­ku­ją, to być może tro­chę mie­li­by takiej empa­tii w sobie, że ten facet też potrze­bo­wał pew­nie nie prze­spać paru nocy. Pewnie myślał o decy­zji: „robię to, nie robię, robię to, nie robię” i ona się zmie­nia­ła. No i łatwo im na przy­kład powie­dzieć: „co mnie to inte­re­su­je, z kim cho­dzisz do łóż­ka”.  Ale już nie patrzą na szer­szy obraz, że dla tego czło­wie­ka to mogła być prze­ło­mo­wa decy­zja, całe­go jego życia.”

Na pyta­nie, czy coming out jest potrzeb­ny i jakie ma podej­ście do komen­ta­rzy w rodza­ju „kogo to obcho­dzi”, Jakub B. Bączek odpowiedział:

„Są potrzeb­ne, nie­ste­ty. Są potrzeb­ne dla­te­go, że one się tro­chę wyła­mu­ją z tej tak zwa­nej hete­ro nor­ma­tyw­nej rze­czy­wi­sto­ści, bo w pew­nym sen­sie oso­by hete­ro­sek­su­al­ne swo­ich coming outów doko­nu­ją na co dzień, chwy­ta­jąc się za rękę jako mał­żeń­stwo, odpro­wa­dza­jąc na zmia­nę do przed­szko­la cór­kę czy syna. Hetero cały czas poka­zu­ją, że są hete­ro­sek­su­al­ni. My tego nie robi­my – my geje i les­bij­ki, my oso­by bisek­su­al­ne i tak dalej – bo się czę­sto boimy oce­ny. Boimy się, że tutaj z przej­ścia pod­ziem­ne­go w Warszawie wyj­dzie jakiś pod­chmie­lo­ny typek i w jakiś spo­sób to sko­men­tu­je, co nas zabo­li. I nawet jeśli cza­sa­mi mówi­my sami sobie i innym, że ja się tym nie przej­mu­ję, że ktoś na przy­kład uży­je w moją stro­nę i w stro­nę moje­go part­ne­ra sło­wa „pedał”, to jed­nak usły­sze­nie takie­go sło­wa przy oso­bie, któ­rą się kocha, za któ­rą by się sko­czy­ło w ogień, któ­rą chce się chro­nić za wszel­ką cenę, łamie ser­ce. Więc zga­dzam się, że wolał­bym żyć w takim świe­cie, gdzie ten coming out był­by zupeł­nie nie­po­trzeb­ny, bo było­by to tak jak roz­mo­wa o zaku­pach. Ale jest potrzeb­ny i pomi­mo duże­go stre­su, jed­nak posta­no­wi­łem to zrobić.”

„Byłem prze­ra­żo­ny i nie spa­łem w nocy”

Trener men­tal­ny spor­tow­ców otwo­rzył się rów­nież, mówiąc o  swo­ich emo­cjach w związ­ku z coming outem oraz wystą­pie­niem w DDTVN. Na pyta­nie pro­wa­dzą­cej, czy jest zde­ner­wo­wa­ny, odpowiedział:

„Dzisiaj jestem tro­chę zde­ner­wo­wa­ny, bo to jest pierw­szy mój wywiad w Dzień Dobry TVN, gdzie nie zaj­mu­ję się jakimś mery­to­rycz­nym tema­tem. Mówiłem tutaj dużo o psy­cho­lo­gii i socjo­lo­gii, byłem już u was na tej kana­pie wie­lo­krot­nie, ale jak sobie pomy­śla­łem wczo­raj, że teraz pój­dę w tema­cie Kuby Bączka i jego sek­su­al­no­ści… Byłem prze­ra­żo­ny i wczo­raj nie spa­łem zbyt dużo…”

 Dlaczego tak późno?

Decyzja o coming oucie nie zawsze jest decy­zją wyłącz­nie indy­wi­du­al­ną. Jakub B. Bączek odpo­wie­dział szcze­rze pod­czas wywia­du, że jed­nym z czyn­ni­ków, powstrzy­mu­ją­cych go tak dłu­go był sza­cu­nek do decy­zji jego dłu­go­let­nie­go part­ne­ra. Wówczas coming out był­by „wyouto­wa­niem” nie tyl­ko same­go sie­bie, ale i dru­giej oso­by. Ponownie padło sło­wo przemoc:

„To jest prze­moc (coming out wbrew dru­giej oso­bie – dopi­sek redak­cji), bo dla tego czło­wie­ka to może być jakiś dra­mat życio­wy. Być może bał­by się po tym wyjść na uli­cę – bo i tak bywa w Polsce. My sobie tutaj roz­ma­wia­my w redak­cji i w śro­do­wi­sku libe­ral­nym, wspie­ra­ją­cym. Pewne rze­czy rozu­mie­my i dla nas nie­któ­re spra­wy to wręcz absurd, żeby je komen­to­wać. Ale nie wszę­dzie to tak wyglą­da. Są inne tele­wi­zje, cza­so­pi­sma, sta­cje czy stro­ny. I wie­lu ludzi, nawet tu w Warszawie, w wiel­kich aglo­me­ra­cjach, któ­rzy będą ata­ko­wać i uwa­żać to za odpo­wied­nie, bo na tysiąc moich innych cech, mam jed­ną, któ­ra spra­wia, że nie podo­ba mi się kobie­ta, tyl­ko inny facet.”

Powody były rów­nież inne. Specyficzne śro­do­wi­sko, jakie two­rzą spor­tow­cy czy biz­nes­me­ni, ale i prze­pra­co­wy­wa­nie dzie­ciń­stwa, do cze­go Bączek przy­zna­je się na łamach Repliki. Jakie będą dłu­go­fa­lo­we skut­ki coming outu? Już teraz poja­wi­ło się wie­le nowych moż­li­wo­ści, ale i wyga­sło kil­ka pro­mi­nent­nych dla Bączka współ­prac. Skutki decy­zji tre­ner men­tal­ny będzie mógł zapew­ne dokład­nie okre­ślić dopie­ro w per­spek­ty­wie kil­ku miesięcy…

Biznes wspiera energię społeczną.

Soonly otwie­ra drzwi dla ini­cja­tyw pra­cow­ni­ków poprzez swo­ją fundację.

Współpraca mię­dzy biz­ne­sem a fun­da­cja­mi otwie­ra nowe moż­li­wo­ści, pozwa­la­jąc na two­rze­nie syner­gii, któ­re przy­no­szą korzy­ści zarów­no spo­łecz­no­ściom, jak i przed­się­bior­stwom. Firma Soonly  posta­no­wi­ła jesz­cze głę­biej zaan­ga­żo­wać się w spra­wy spo­łecz­ne, two­rząc fun­da­cję, któ­ra daje pra­cow­ni­kom moż­li­wość zgła­sza­nia wła­snych ini­cja­tyw. To nie tyl­ko kolej­ny etap w roz­wo­ju fir­my, ale rów­nież dowód na to, że Soonly Finance zda­je sobie spra­wę z roli spo­łecz­nej, jaką peł­ni w ota­cza­ją­cym ją środowisku.

 Zaangażowanie pra­cow­ni­ków w dzia­łal­ność cha­ry­ta­tyw­ną może przy­nieść zna­czą­ce korzy­ści nie tyl­ko dla spo­łecz­no­ści, ale tak­że dla samej fir­my. Soonly Finance dostrze­ga tę dyna­mi­kę i aktyw­nie wspie­ra ini­cja­ty­wy swo­ich pra­cow­ni­ków, co prze­kła­da się na wzrost mora­le i zaan­ga­żo­wa­nia wśród zespo­łu. Kiedy pra­cow­ni­cy widzą, że ich fir­ma nie tyl­ko dba o zyski, ale tak­że anga­żu­je się w spra­wy spo­łecz­ne, sta­ją się bar­dziej zmo­ty­wo­wa­ni do pra­cy. Działania cha­ry­ta­tyw­ne sta­ją się nie tyl­ko oka­zją do nie­sie­nia pomo­cy innym, ale rów­nież spo­so­bem na budo­wa­nie sil­nych wię­zi w zespo­le. Poprzez udział w pro­jek­tach cha­ry­ta­tyw­nych, pra­cow­ni­cy Soonly Finance czu­ją, że ich pra­ca ma real­ny wpływ na świat, co dodat­ko­wo wzmac­nia ich poczu­cie war­to­ści i przy­na­leż­no­ści do fir­my. W rezul­ta­cie, zaan­ga­żo­wa­nie w dzia­łal­ność cha­ry­ta­tyw­ną sta­je się nie tyl­ko czę­ścią kul­tu­ry orga­ni­za­cyj­nej, ale rów­nież sku­tecz­nym narzę­dziem moty­wa­cyj­nym, któ­ry przy­czy­nia się do suk­ce­su zarów­no pra­cow­ni­ków, jak i firmy.

Soonly Finance nie tyl­ko jest aktyw­nym uczest­ni­kiem w spra­wach spo­łecz­nych, ale rów­nież sta­wia na inno­wa­cyj­ne podej­ście do anga­żo­wa­nia się w lokal­ne spo­łecz­no­ści. Rola fir­my w spo­łecz­no­ści nie ogra­ni­cza się jedy­nie do prze­ka­zy­wa­nia wspar­cia finan­so­we­go, lecz sta­no­wi inte­rak­tyw­ną plat­for­mę dla kre­atyw­nych pomy­słów i ini­cja­tyw pra­cow­ni­ków. To wła­śnie pra­cow­ni­cy Soonly Finance są waż­ny­mi  archi­tek­ta­mi dzia­łań cha­ry­ta­tyw­nych fir­my. Każdy z nich ma moż­li­wość zgła­sza­nia wła­snych pomy­słów i ini­cja­tyw, któ­re są następ­nie wspie­ra­ne i kie­ro­wa­ne przez fir­mę. Poprzez fun­da­cję, fir­ma nie tyl­ko słu­cha swo­ich pra­cow­ni­ków, ale tak­że sta­ra się jak naj­le­piej zro­zu­mieć ich pasje i zaan­ga­żo­wa­nie spo­łecz­ne, wspie­ra­jąc te war­to­ści w ramach swo­ich dzia­łań. To dyna­micz­ne part­ner­stwo pomię­dzy fir­mą a pra­cow­ni­ka­mi two­rzy nie­po­wta­rzal­ną atmos­fe­rę, gdzie wspól­ne cele spo­łecz­ne są kształ­to­wa­ne przez róż­no­rod­ne per­spek­ty­wy i pomy­sły. W ten spo­sób nie tyl­ko wspie­ra się spo­łecz­ność, ale rów­nież umoż­li­wia swo­im pra­cow­ni­kom uczest­nic­two w pro­ce­sie two­rze­nia pozy­tyw­ne­go wpły­wu na świat wokół nich.Początek formularza

Najlepszym, co może zro­bić zarząd, to otwo­rzyć się na suge­stie pra­cow­ni­ków i dać prze­strzeń na reali­za­cję ich pomy­słów w fir­mie. Fundacja Soonly już od kil­ku mie­się­cy reali­zu­je róż­no­rod­ne pro­jek­ty, wspie­ra­jąc lokal­ne spo­łecz­no­ści oraz orga­ni­za­cje cha­ry­ta­tyw­ne. Jednym z przed­się­wzięć było poda­ro­wa­nie nie­mal 500 puszek kar­my azy­lo­wi dla nie­peł­no­spraw­nych psów i szcze­niąt. Pracownicy Soonly spę­dzi­li rów­nież cały dzień w schro­ni­sku, nio­sąc pomoc i radość pod­opiecz­nym. Niedawno Fundacja zaan­ga­żo­wa­ła się w Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy i zało­ży­ła spe­cjal­ną pusz­kę do zbiór­ki - pod­kre­śli­ła Anna Panek, człon­ki­ni Zarządu i Dyrektor HR Soonly Finance, Prezes Zarządu Fundacja Soonly.

Soonly nie tyl­ko prze­ka­zu­je wspar­cie finan­so­we, ale rów­nież anga­żu­je się oso­bi­ście, co spra­wia, że ich zaan­ga­żo­wa­nie sta­je się bar­dziej ludz­kie i auten­tycz­ne. Działania cha­ry­ta­tyw­ne sta­ją się nie tyl­ko czę­ścią stra­te­gii mar­ke­tin­go­wej, ale rów­nież spo­so­bem bycia i myśle­nia fir­my. W świe­cie, gdzie cza­sa­mi zapo­mi­na­my o dru­gim czło­wie­ku, Soonly poka­zu­je, że war­tość spo­łecz­na może i powin­na współ­grać z war­to­ścią biznesową.

***

Soonly Finance jest naj­więk­szym pol­skim pożycz­ko­daw­cą onli­ne. Spółka udzie­la poży­czek przez inter­net pod mar­ka­mi Vivus i Zaplo. Dzięki wła­snym narzę­dziom ana­li­tycz­nym oraz auto­ma­ty­za­cji pro­ce­su sprze­da­ży pożycz­ki Soonly są wypła­ca­ne eks­pre­so­wo, bar­dzo wyso­ko oce­nia­ne przez klien­tów oraz cha­rak­te­ry­zu­je je jeden z naj­niż­szych na ryn­ku wskaź­ni­ków poży­czek nie­spła­ca­nych, zbli­żo­ny do pozio­mu ofert ban­ko­wych. Soonly w war­szaw­skim biu­rze zatrud­nia bli­sko 200 osób i nale­ży w 100% do pol­skie­go kapitału.

Kontakt dla mediów: Michał Kozłowski, tel.: + 48 452 931 565 m.kozlowski@agencjafaceit.pl

Polska gra polityczna na tle trawionego konfliktami Półwyspu Arabskiego. Nowy thriller Marka Kozubala!

Ogarnięty od dzie­się­cio­le­ci licz­ny­mi kon­flik­ta­mi Półwysep Arabski nie­prze­rwa­nie od zakoń­cze­nia II Wojny Światowej pozo­sta­je w sta­nie napię­cia, tra­wio­ny ogniem z róż­nych stron. Skomplikowana sytu­acja poli­tycz­na na tle raso­wym i reli­gij­nym. Arena poli­tycz­na państw pozor­nie w żaden spo­sób nie­zwią­za­nych z Bliskim Wschodem, a mimo to wycią­ga­ją­cych swo­je mac­ki w kie­run­ku Iraku, Iranu, Arabii Saudyjskiej czy Izraela. Strefa tok­sycz­nych wpły­wów Stanów Zjednoczonych i Rosji. Kraje ogar­nię­te nie­koń­czą­cą się partyzancko-podjazdową woj­ną, w któ­rej prym wio­dą orga­ni­za­cje bojów­ko­we, dzia­ła­ją­ce na gra­ni­cy pra­wa gru­py prze­stęp­cze, ter­ro­ry­ści chlu­bią­cy się swo­ją misją – jedy­ną słusz­ną. W imię Boga, czy­sto­ści raso­wej, wła­dzy, wpły­wów, pieniędzy…

W takich realiach łudzą­co przy­po­mi­na­ją­cych aktu­al­ne, włą­cza­jąc w to intry­gi poli­tycz­ne na tle obec­nych kon­flik­tów rosyj­skich, dzie­je się wła­śnie akcja książ­ki Marka Kozubala pt.: „Milusha”…

 Wiosna roku 2022. Polski geo­log zosta­je porwa­ny w Iraku w pobli­żu gra­ni­cy z Iranem, a następ­nie prze­rzu­co­ny przez gru­pę bojow­ni­ków szy­ic­kich do Iranu, gdzie ter­ro­ry­ści prze­trzy­mu­ją go w prze­dziw­nym, wygłu­szo­nym wię­zie­niu. Oskarża się go o szpie­go­stwo na rzecz Izraela. Bojówka, za któ­rą sto­ją irac­kie służ­by spe­cjal­ne, pod­czas spo­tka­nia z pol­skim amba­sa­do­rem żąda za jego uwol­nie­nie pokaź­nej ilo­ści uzbro­je­nia. Polskie służ­by woj­sko­we podej­mu­ją grę, aby uwol­nić zakład­ni­ka w tajem­ni­cy przed sojusz­ni­ka­mi, wiel­ki­mi gra­cza­mi na ogól­no­świa­to­wej are­nie poli­tycz­nej. We wszyst­kim uczest­ni­czy Antoni Cydejko han­dlarz bro­nią zwią­za­ny w prze­szło­ści z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, a w spra­wę anga­żu­je się Milusha – agent­ka pol­skie­go wywia­du, któ­ra szyb­ko sta­je się celem polo­wa­nia zabójców.

Tajny szpieg czy ofiara?

[…]Informację o pla­no­wa­nym poby­cie nauko­wym Kosińskiego w Iraku pozy­ska­ło źró­dło „Geopol”. Notatka ze spo­tka­nia z nim w suchy spo­sób rela­cjo­no­wa­ła ter­min i cel wyjaz­du oraz spo­sób finan­so­wa­nia. Z roz­pra­co­wa­nia Kosińskiego na uczel­ni wyni­ka­ło, że mógł budzić zaufa­nie, nie prze­wi­jał się też w żad­nych mate­ria­łach doty­czą­cych kon­tak­tów ze służ­ba­mi, nie był noto­wa­ny przez poli­cję. Poza jakimś drob­nym wykro­cze­niem dro­go­wym miał czy­ste kon­to. „Typ samot­ni­ka, sku­pio­ny na pra­cy nauko­wej, przy­go­to­wy­wał pra­cę habi­li­ta­cyj­ną na temat skał gór kur­dy­stań­skich”. W prze­szło­ści był sty­pen­dy­stą kil­ku euro­pej­skich uczel­ni, m.in. w Berlinie, Kopenhadze i Madrycie. Uczestniczył też w kon­fe­ren­cjach nauko­wych, m.in. z udzia­łem naukow­ców z Bliskiego Wschodu, w tym z Iraku i Iranu – tyle że tych, któ­rzy wyemi­gro­wa­li. To mia­ła być jego pierw­sza wizy­ta w Kurdystanie. Z doku­men­tów wyni­ka­ło, że ma dobrą opinię. 

Roguski zwró­cił jed­nak uwa­gę na to, że nie tyl­ko zna język arab­ski. Z notat­ki wyczy­tał, że geo­log dzie­sięć lat temu skoń­czył kurs survi­va­lu SERE na poli­go­nie w Lesznie i w nad­le­śnic­twie 32 Karczma Borowa, no i zdo­był brą­zo­wy pas w judo. Z mate­ria­łów, któ­re miał przed sobą, wyni­ka­ło, że jest dobrym naukow­cem z per­spek­ty­wą dal­sze­go roz­wo­ju, ale też czło­wie­kiem spraw­nym, goto­wym do pod­ję­cia wyzwań[…]

frag­ment książki

Czy skrom­ny nauko­wiec oka­że się szpie­giem? A może samo porwa­nie mia­ło czy­sto stra­te­gicz­ny cha­rak­ter w znacz­nie więk­szej grze?

Korupcja na szczy­tach wła­dzy, mani­pu­la­cje medial­ne, nagłe zwro­ty akcji i sen­sa­cyj­ne zakoń­cze­nie, któ­re­go się nie spodziewasz!

Marek Kozubal - Z wykształ­ce­nia poli­to­log, absol­went Uniwersytetu Warszawskiego, z zawo­du dzien­ni­karz. Pracował mię­dzy inny­mi w „Głosie Nauczycielskim”, „Życiu Warszawy”, „Gazecie Wyborczej”. Od kil­ku­na­stu lat publi­cy­sta „Rzeczpospolitej”. Przez kil­ka lat zaj­mo­wał się tema­ty­ką kry­mi­nal­ną, m.in. prze­stęp­czo­ścią zor­ga­ni­zo­wa­ną. Pasjonuje się histo­rią i woj­sko­wo­ścią, a przede wszyst­kim poszu­ki­wa­niem zagi­nio­nych dzieł sztu­ki. Autor i współ­au­tor mię­dzy inny­mi thril­le­rów poli­tycz­nych, głę­bo­ko osa­dzo­nych w realiach histo­rycz­nych i geo­po­li­tycz­nych współczesnego