Czy polska piosenka dla dzieci umarła?

Każde poko­le­nie ma swo­je­go „boha­te­ra” w świe­cie muzy­ki, z któ­rym utoż­sa­mia swo­ją mło­dość i okres doj­rze­wa­nia czy wcze­sną doro­słość. Starsi słu­cha­cze z roz­rzew­nie­niem wspo­mną Mieczysława Fogga, współ­cze­snym nasto­lat­kom ser­ce moc­niej zabi­je przy Young Leosi. Kochamy prze­cież nie tyl­ko muzy­kę, ale i samych twór­ców – posta­ci z krwi i kości, z wła­sną histo­rią, „prze­bo­ja­mi” i potknię­cia­mi. Na wyobraź­nię fanów dzia­ła zatem nie tyl­ko ich muzy­ka, ale i oni sami – posta­ci, któ­re wzbu­dza­ją emo­cje i pozo­sta­ją w pamię­ci rów­nież ze wzglę­du na swo­ją oso­bo­wość. Ale czy współ­cze­sne przed­szko­la­ki mają taką osobę?

Trudny rynek

Mimo że Polacy słu­cha­ją muzy­ki, gra­ją i two­rzą zapa­mię­ta­le, a na kon­cie mamy mnó­stwo suk­ce­sów, zwłasz­cza w kwe­stii pozio­mu arty­stycz­ne­go naszej muzy­ki, w dal­szym cią­gu pozo­sta­je mała wyrwa na rodzi­mym ryn­ku. Chodzi mia­no­wi­cie o pio­sen­kę dzie­cię­cą, któ­rej twa­rzą nie­gdyś była Majka Jeżowska – do dziś pozo­sta­ją­ca iko­ną tego gatun­ku, wła­ści­wie jedy­ną. Współczesne dzie­ci nie mają takiej oso­by, z któ­rą mogły­by się utoż­sa­miać – poza jed­nym (na szczę­ście!) wyjątkiem.

Czemu tak się stało?

Jest to przede wszyst­kim gatu­nek bar­dzo trud­ny, a i rynek odbior­ców bar­dzo nie­sta­bil­ny – dziec­ko, któ­re dzi­siaj ma pięć lat, już za kolej­nych pięć zacznie uwa­żać, że pio­sen­ki dla dzie­ci to obciach. Nie wystę­pu­je tu zatem zja­wi­sko cha­rak­te­ry­stycz­ne dla arty­stów two­rzą­cych dla doro­słe­go słu­cha­cza – czy­li wier­ny, wie­lo­let­ni fan. Każdy rok ozna­cza po pro­stu tra­fia­nie i zako­chi­wa­nie w sobie nowych melo­ma­nów. Zatem moż­na budo­wać sobie jedy­nie pozy­cję medial­ną w bran­ży (nie­sta­bil­ną i kapry­śną dro­gą pod gór­kę), a nie zapra­co­wać na sta­łe miej­sce w ser­cach odbiorców.

Nieistniejący rynek – mimo popytu?

Pamiętacie ten cudow­ny pro­gram jesz­cze z lat 1995–2007 „Od przed­szko­la do Opola”? Dzieci były tutaj po pro­stu dzieć­mi – wyglą­da­ły zabaw­nie w swo­ich kolo­ro­wych ubra­niach i infan­tyl­nych war­ko­czy­kach, nie lały na sce­nie łez wzru­szo­ne zaśpie­wa­ną przez sie­bie wła­śnie pio­sen­ką Niemena, fał­szo­wa­ły ile wle­zie… Dziś, gdy oglą­da­my pro­gra­my roz­ryw­ko­we typu talent show, dzie­ci sta­wia­ne są ramię w ramię z doro­sły­mi, śpie­wa­ją pio­sen­ki dale­ko wykra­cza­ją­ce poza ich rozu­mie­nie (rów­nież emo­cjo­nal­ne) i widać cza­sa­mi, że nie­wie­le jest w tym wszyst­kim fraj­dy, a wię­cej nie­za­spo­ko­jo­nych ambi­cji rodzi­ców. Czy nie odbie­ra się im czę­ścio­wo w ten spo­sób dzie­ciń­stwa i naiwności?

To tyl­ko znak naszych cza­sów i objaw pew­ne­go zja­wi­ska… Dzieci obec­nie nie dys­po­nu­ją bowiem za bar­dzo wybo­rem. Oczywiście na plat­for­mach spo­łecz­no­ścio­wych takich jak YouTube znaj­dzie­my całe mnó­stwo muzy­ki dla dzie­ci. Wszystko to jed­nak pozba­wio­ne będzie „twa­rzy”, z któ­rą dzie­ci mogły­by się zaprzy­jaź­nić. Twarzy, któ­ra zawład­nę­ła­by ich dzie­cię­cą wyobraź­nią i towa­rzy­szy­ła im w dora­sta­niu. A zapo­trze­bo­wa­nie rok­rocz­nie się zwięk­sza… Rodzice coraz czę­ściej zma­ga­ją się z nie­moż­no­ścią ode­rwa­nia dzie­ci od tele­fo­nu. Trudno im zachę­cić je do aktyw­no­ści – nie tyl­ko na powie­trzu, ale i w domu. Coraz mniej z poko­jów dzie­cię­cych sły­chać hała­sów, dud­nie­nia i tupa­nia, a coraz wię­cej dźwię­ków pocho­dzą­cych z kon­so­li i kom­pu­te­ra. Z dru­giej stro­ny, czy dzie­cia­ki moż­na za to winić, sko­ro nie zna­ją posta­ci, któ­ra mogła­by je zain­te­re­so­wać na dłużej?

I w ten spo­sób ci, któ­rym brak takiej sty­mu­la­cji już w wie­ku 3–4 lat, nie będą jej szu­kać w natu­ral­ny spo­sób, gdy będą star­si. A każ­dy z nas wie, jak waż­ne w pro­ce­sie doj­rze­wa­nia potra­fi być posia­da­nie IDOLA.

Jak prze­bić się do mainstreamu?

W ostat­nich latach tro­chę opi­sy­wa­ną powy­żej sytu­ację zaak­cep­to­wa­li­śmy. Przestaliśmy się zasta­na­wiać, co mogło­by spra­wić naszym dzie­cia­kom radość i pod­su­wa­my im kolej­ne bez­oso­bo­we pio­sen­ki z YouTube na temat kro­ko­dy­la czy ZOO, któ­rych sami mamy już ser­decz­nie dość. Przestaliśmy szu­kać. A szko­da! Bo jest w Polsce artyst­ka pio­sen­ki dzie­cię­cej, któ­ra sta­ra się te nie­wi­dzial­ne mury poko­ny­wać i ofe­ru­je daw­no zapo­mnia­ne już wra­że­nia naj­młod­szym dzie­ciom, śpie­wa­jąc, tań­cząc i zachę­ca­jąc dzie­cia­ki do tego samego.

Ciocia Tunia, czy­li Marta Świątek-Stanienda, chcia­ła­by przy­wró­cić w Polsce tra­dy­cję pio­sen­ki typo­wo dzie­cię­cej – ryt­micz­nej, tre­ści­wej i anga­żu­ją­cej rucho­wo. Jest to nam teraz bar­dzo potrzeb­ne! W cza­sach, gdy małym dzie­ciom pozo­sta­ją tyl­ko pio­sen­ki dla doro­słych lub doro­słym pozo­sta­je słu­cha­nie w kół­ko kawał­ków opar­tych na trzech akor­dach oraz gdy dzie­ci dora­sta­ją zde­cy­do­wa­nie zbyt szyb­ko, odro­bi­na naiw­nej i rado­snej zaba­wy ade­kwat­nej do wie­ku dziec­ka będzie niczym ożyw­cza bry­za w upal­ny dzień.

Ciocię Tunię wyróż­nia nie tyl­ko to, że sama jest boha­ter­ką wszyst­kich swo­ich tele­dy­sków i pio­se­nek, ale i zachę­ca­nie dzie­cia­ków do wspól­ne­go tań­ca – zarów­no w kli­pach, jak i na kon­cer­tach. Kolorowy strój, uśmiech i sza­lo­na tona­cja, tra­fia­ją­ca do dzie­ci i roz­ba­wia­ją­ca od pierw­szych słów – to wszyst­ko pięk­na kom­po­zy­cja, któ­ra tra­fia do dzie­cia­ków i pozwa­la im utoż­sa­mić się i poko­chać swo­ją artyst­kę jak praw­dzi­wą zabaw­ną ciotkę.

Pytanie tyl­ko, czy jest to wyją­tek od regu­ły, czy pio­sen­ka dzie­cię­ca już nie­dłu­go wró­ci do łask? Oraz czy szyb­ko zmie­nia­ją­cy się rynek i jesz­cze szyb­ciej dora­sta­ją­cy odbior­cy na to pozwolą?

Na pew­no mają na to nadzie­ję rodzi­ce naj­młod­szych, któ­rzy chcie­li­by zachę­cić pocie­chy do aktyw­no­ści i wspie­rać ich roz­wój muzyczno-ruchowy.

Czasami napraw­dę trud­no mi namó­wić moich chłop­ców na odro­bi­nę ruchu – mar­twi się mama bliź­nia­ków, Stasia i Janka, któ­rą zapy­ta­li­śmy o naj­więk­sze codzien­ne zmar­twie­nie. – Mają zale­d­wie po 5 lat, a już teraz dużo bar­dziej inte­re­su­ją ich stre­amy mine­cra­fto­we na YouTube niż zaba­wy tanecz­ne, do któ­rych pró­bu­ją ich nama­wiać panie w przed­szko­lu. Staramy się, jak może­my, ale wpływ rówie­śni­ków nie poma­ga. O Minecrafcie dowie­dzie­li się wła­śnie od kole­gów z gru­py. Brakuje nam cze­goś, co by ich zain­te­re­so­wa­ło i natu­ral­nie zmotywowało.

Tymczasem więc zachę­ca­my rodzi­ców do prze­te­sto­wa­nia kil­ku tele­dy­sków. Zwłaszcza „Tuniowy Dance”, któ­ry Ciocia Tunia pre­zen­to­wa­ła nie­daw­no w jed­nej z tele­wi­zji śnia­da­nio­wych, może być tutaj reme­dium na nudę:

https://www.youtube.com/watch?v=wsY2HAjxCEA&ab_channel=CiociaTuniaTv