Polski pracownik jest niezaangażowany, niedoceniony i zestresowany pracą. Czas zwrócić na niego uwagę.

Światowe tren­dy jed­no­znacz­nie wska­zu­ją, że zaan­ga­żo­wa­nie pra­cow­ni­ków utrzy­mu­je się na sto­sun­ko­wo niskim pozio­mie. Ponadto, pra­cow­ni­cy w Europie są jed­ny­mi z naj­mniej zaan­ga­żo­wa­nych, a nasz kraj wypa­da sła­bo nawet na tym tle. Powodów doszu­ki­wać moż­na się cho­ciaż­by w tym, że Polacy w pra­cy czu­ją się nie­do­ce­nia­ni, stre­su­ją się na myśl o niej i nie są do niej szcze­gól­nie przy­wią­za­ni.  Udowadnia to potrze­bę lep­sze­go zro­zu­mie­nia ich potrzeb i popra­wie­nia komu­ni­ka­cji, co dopro­wa­dzić może, mię­dzy inny­mi, do wyż­szej pro­duk­tyw­no­ści i zyskow­no­ści oraz mniej­szej płyn­no­ści kadr. A cza­sem wystar­czy zwy­kłe „dzię­ku­ję”.

Co cha­rak­te­ry­zu­je zaan­ga­żo­wa­ne­go pracownika?

Przede wszyst­kim, zaan­ga­żo­wa­nie pra­cow­ni­ka nie wyra­ża się wyłącz­nie w licz­bie prze­pra­co­wa­nych godzin. Można je okre­ślić jako wypad­ko­wą kil­ku waż­nych czyn­ni­ków. Zaangażowany pra­cow­nik to taki, któ­ry czu­je przy­na­leż­ność, akcep­tu­je war­to­ści orga­ni­za­cji, oraz rozu­mie jej cele. Jego moty­wa­cja prze­ja­wia się nie tyl­ko w wysił­ku, ale rów­nież inno­wa­cyj­no­ści, kre­atyw­no­ści i chę­ci działania.

Warto w tym miej­scu zauwa­żyć, że wszyst­kie świa­to­we bada­nia wska­zu­ją, że zaan­ga­żo­wa­nie pra­cow­ni­ków przy­czy­nia się do suk­ce­su orga­ni­za­cji, wpły­wa pozy­tyw­nie na pro­duk­tyw­ność, zmniej­sza rota­cję w zespo­le, a tym samym zwią­za­ne z tym kosz­ty. Zaangażowani pra­cow­ni­cy dobrze mówią o fir­mie, chcą w niej pozo­stać, czu­ją się zmo­ty­wo­wa­ni do wyko­ny­wa­nia swo­ich zadań, a nawet wykra­cza­nia poza zakres swo­ich obo­wiąz­ków. To oni sta­no­wią rdzeń zespołu.

Dlaczego war­to kon­tro­lo­wać zaangażowanie?

Badanie zaan­ga­żo­wa­nia pra­cow­ni­ków nie tyl­ko pozwa­la zro­zu­mieć aktu­al­ny stan moty­wa­cji i zaan­ga­żo­wa­nia w orga­ni­za­cji, ale tak­że sta­no­wi klu­czo­wy punkt wyj­ścia do opra­co­wa­nia sku­tecz­nych stra­te­gii zarzą­dza­nia per­so­ne­lem.  Takie bada­nie dostar­cza kon­kret­nej wie­dzy na temat tego, co napę­dza zaan­ga­żo­wa­nie pra­cow­ni­ków w danej orga­ni­za­cji, w danym zespo­le oraz co może je hamo­wać. Dzięki temu mene­dże­ro­wie i lide­rzy mogą podej­mo­wać bar­dziej świa­do­me decy­zje per­so­nal­ne i stra­te­gicz­ne. Regularne moni­to­ro­wa­nie pozio­mu zaan­ga­żo­wa­nia pra­cow­ni­ków pozwa­la na śle­dze­nie zmian w orga­ni­za­cji oraz iden­ty­fi­ko­wa­nie poten­cjal­nych pro­ble­mów na wcze­snym eta­pie, co umoż­li­wia szyb­ką inter­wen­cję i dosto­so­wa­nie stra­te­gii zarządzania.

Obecne dyna­micz­ne cza­sy wyma­ga­ją szcze­gól­ne­go podej­ścia do tema­tu zaan­ga­żo­wa­nia pra­cow­ni­ków. Wymagają nowych stra­te­gii i zaan­ga­żo­wa­nia HR na pozio­mie Zarządów. Rola mana­ge­rów HR defi­ni­tyw­nie wzra­sta w orga­ni­za­cjach – to bar­dzo dobry trend. Przykład zaan­ga­żo­wa­nia idzie z góry. Jestem w peł­ni prze­ko­na­na, że ogrom­ną rolę odgry­wa­ją w tym przy­pad­ku Liderzy. To na ich bar­kach spo­czy­wa odpo­wie­dzial­ność za budo­wa­nie zaan­ga­żo­wa­nych zespo­łów. Poczucie satys­fak­cji zale­ży w dużej mie­rze rów­nież od atmos­fe­ry jaką budu­ją w swo­ich obsza­rach. Filar kul­tu­ry orga­ni­za­cji pole­ga na tra­fio­nych pro­jek­tach roz­wo­jo­wych. Kluczowa moim zda­niem jest wia­ry­god­ność Liderów i orga­ni­za­cji, pra­ca opar­ta na war­to­ściach, poczu­cie wspól­no­ty, pozy­tyw­na atmos­fe­ra w pra­cy – doda­ła Magdalena Zalewska, Vice President Polish Airports Academy.

Wyniki rapor­tu „Zaangażowanie 2023”

Firma Enpulse opu­bli­ko­wa­ła raport „Zaangażowanie 2023”, w któ­rym bada­ła zaan­ga­żo­wa­nie wśród pol­skich pra­cow­ni­ków. Ogólny wskaź­nik zaan­ga­żo­wa­nia w 2023 wyniósł 65%, jest to iden­tycz­ny wynik wzglę­dem poprzed­nie­go roku. Według przy­ję­tej meto­do­lo­gii Enpulse, o zaan­ga­żo­wa­nych pra­cow­ni­kach moż­na mówić, jeśli war­tość wskaź­ni­ka prze­kra­cza 70%. Ogólny wynik bada­nia ozna­cza więc, że ankie­to­wa­ni nale­żą do gru­py pra­cow­ni­ków włą­czo­nych. Grupę tę cechu­je ogra­ni­czo­na iden­ty­fi­ka­cja z fir­mą, brak poczu­cia sil­ne­go przy­wią­za­nia oraz rzad­kość podej­mo­wa­nia ini­cja­ty­wy na jej rzecz. Jest to gru­pa zado­wo­lo­na z pra­cy, ale nie­szcze­gól­nie zmo­ty­wo­wa­na do dzia­ła­nia. Ważne jest rów­nież zauwa­że­nie, że co czwar­ty ankie­to­wa­ny nie wyra­ził opi­nii na temat dumy z miej­sca pra­cy ani pre­fe­ren­cji w reko­men­da­cji pro­duk­tów i usług fir­my. Natomiast aż 81% respon­den­tów wyra­zi­ło chęć pra­cy w fir­mie, któ­ra sta­wia na ich rozwój.

Szybkie zmia­ny w oto­cze­niu biz­ne­so­wym sta­ły się swe­go rodza­ju nor­mą, dla­te­go fir­my muszą za nimi nadą­żać. Są one jed­nak źró­dłem stre­su, co widać w wyni­kach. Odsetek osób, dla któ­rych zmia­ny w orga­ni­za­cji są źró­dłem stre­su wzrósł o 5% w sto­sun­ku do poprzed­niej edy­cji. Z punk­tu widze­nia bran­ży HR szcze­gól­ne zado­wo­le­nie budzi fakt, że zarów­no dla pra­co­daw­ców jak i pra­cow­ni­ków, istot­ny jest roz­wój zawo­do­wy. Aż 67% ankie­to­wa­nych jest skłon­na szko­lić się na wła­sną rękę, by pod­nieść kwa­li­fi­ka­cje zawo­do­we. Jednak w tym zakre­sie moż­na jesz­cze wie­le zro­bić, zwłasz­cza, że aż 46% bada­nych nie zgo­dzi­ło się (albo nie mia­ło zda­nia na ten temat), że ich orga­ni­za­cje pro­po­nu­ją szko­le­nia, któ­re mogą zapew­nić im roz­wój. Może oprócz się­ga­nia do spraw­dzo­nych dostaw­ców usług szko­le­nio­wych, war­to wyko­rzy­stać wie­dzę wła­snych pra­cow­ni­ków i uru­cho­mić ukry­te zaso­by w kie­run­ku roz­wo­ju pro­gra­mów coachin­go­wych i men­to­rin­go­wych? – komen­tu­je Monika Szmulewicz, eks­pert­ka w dzie­dzi­nie HR, zało­ży­ciel­ka spo­łecz­no­ści HR na Szpilkach.

Docenianie nie musi wie­le kosztować

Przykładowe dane doty­czą­ce kon­kret­nej bran­ży, w tym wypad­ku pro­duk­cyj­nej, poka­zu­ją, że zaan­ga­żo­wa­nie pra­cow­ni­ków ma real­ny wpływ na osią­gnię­cia fir­my. Na pod­sta­wie danych z rapor­tu, gdy pra­cow­ni­cy są zaan­ga­żo­wa­ni, fir­ma notu­je o 10% wyż­szą oce­nę klien­tów, co ozna­cza, że ich pra­ca ma bez­po­śred­ni wpływ na doświad­cze­nia kon­su­men­tów. Zaangażowanie pra­cow­ni­ków prze­kła­da się tak­że na finan­se. Firmy z zado­wo­lo­ny­mi pra­cow­ni­ka­mi osią­ga­ją o 22% wyż­szą zyskow­ność, co może ozna­czać dodat­ko­we korzy­ści dla wszyst­kich. Ponadto, zespół pra­cu­ją­cy z zaan­ga­żo­wa­niem jest o 25% bar­dziej sta­bil­ny, co wpły­wa na atmos­fe­rę i efek­tyw­ność naszej pra­cy. Warto też wspo­mnieć o bez­pie­czeń­stwie. Zaangażowani pra­cow­ni­cy doświad­cza­ją o 48% mniej wypad­ków i o 28% mniej kra­dzie­ży. To ozna­cza, że dba­nie o sie­bie i swo­ich kole­gów prze­kła­da się nie tyl­ko na bez­pie­czeń­stwo, ale tak­że na ogól­ną jakość pracy.

W Raporcie znaj­dzie­my infor­ma­cje na temat bie­żą­ce­go doce­nia­nia w pra­cy, któ­re jest istot­ne w kwe­stiach nie tyl­ko wzmac­nia­nia zaan­ga­żo­wa­nia w pra­cę ale rów­nież w pod­no­sze­niu wła­snej war­to­ści, bez­pie­czeń­stwa psy­chicz­ne­go i ogól­ne­go dobro­sta­nu – spa­da odse­tek ankie­to­wa­nych, któ­rzy czu­ją się doce­nia­ni poza­fi­nan­so­wo, osią­ga­jąc 49% w roku 2023. Czasem wystar­czy zwy­kłe „dzię­ku­ję”, zwró­ce­nie uwa­gi na jego pomysł, krót­ka kon­wer­sa­cja, żeby pra­cow­nik poczuł się lepiej. Należy mieć to w pamię­ci, bo nie­ste­ty, tyl­ko 50% respon­den­tów uwa­ża, że są doce­nia­ni przez prze­ło­żo­nych, a wyso­ki odse­tek (22%) nie mia­ło zda­nia na ten temat. Warto też zwró­cić uwa­gę, że jedy­nie poło­wa respon­den­tów zga­dza się, że awans w ich fir­mie opie­ra się na jasnych i obiek­tyw­nych kry­te­riach, a 36% respon­den­tów uzna­je pra­cę za źró­dło nad­mier­ne­go stre­su. To w obli­czu coraz więk­szej licz­by zwol­nień lekar­skich wyda­wa­nych z powo­dów psy­chicz­nych (dane ZUS) sta­no­wi ogrom­ne nie­bez­pie­czeń­stwo rów­nież dla pra­co­daw­ców, któ­rzy mogą bory­kać się z jesz­cze więk­szą trud­no­ścią w dostęp­no­ści pracowników.

Pełną treść rapor­tu moż­na prze­czy­tać na stro­nie https://www.enpulse.eu/raport-zaangazowanie-2023

„To rodzaj przemocy kulturowej, mówiącej ‘Witamy w świecie normalnych’!” Jakub B. Bączek dzieli się przeżyciami po coming oucie na kanapie DDTVN

W Internecie zawrza­ło – 9 lute­go za pomo­cą wywia­du okład­ko­we­go w maga­zy­nie Replika, Jakub B. Bączek ogło­sił: „Jestem gejem”. Informacja poja­wi­ła się we wszyst­kich naj­więk­szych por­ta­lach plot­kar­skich. Rozdzwoniły się tele­fo­ny, ale tre­ner men­tal­ny odma­wiał komen­ta­rza. 15 lute­go po raz pierw­szy omó­wił wyda­rze­nia minio­ne­go tygo­dnia pod­czas wizy­ty w Dzień Dobry TVN – padły pyta­nia o prze­moc, sza­cu­nek i reak­cje. Bączek mówił rów­nież o stra­chu, miło­ści i czy coming outy są w ogó­le potrzebne…

W poście, któ­ry poja­wił się o 8 rano 9 lute­go na Facebooku oraz Instagramie naj­słyn­niej­sze­go tre­ne­ra men­tal­ne­go w Polsce, poja­wi­ła się prze­ło­mo­wa zarów­no dla obser­wu­ją­cych jak i dla same­go auto­ra, deklaracja:

JESTEM GEJEM!

W for­mie gra­fi­ki do posta poja­wi­ła się okład­ka maga­zy­nu Replika, dla któ­re­go Jakub B. Bączek udzie­lił wywia­du w tej spra­wie, tłu­ma­cząc, dla­cze­go zde­cy­do­wał się na coming out tak póź­no, opo­wia­da­jąc o swo­jej dro­dze do samo­świa­do­mo­ści i dzie­ląc się wie­lo­ma intym­ny­mi spra­wa­mi na temat związ­ków i rodzi­ny, o któ­rych nigdy wcze­śniej nie mówił.

Pod postem zaczę­ły poja­wiać się set­ki komen­ta­rzy i tysią­ce reak­cji. Jaki był ich wydźwięk?

„95% komen­ta­rzy, któ­rych poja­wi­ły się dosłow­nie tysią­ce, to tre­ści wspie­ra­ją­ce, za któ­re też jestem ogrom­nie wdzięcz­ny. Zaledwie może 5% sta­no­wi­ły tek­sty typo­wo hej­ter­skie w rodza­ju: „zbo­cze­niec” czy „pój­dziesz do pie­kła”. Pojawiły się rów­nież gra­tu­la­cje za odwa­gę”. – mówił pod­czas wywia­du na kana­pie DDTVN Jakub B. Bączek.

Dziennikarka spy­ta­ła, czy takie uję­cie spra­wy nie jest dla Bączka iry­tu­ją­ce: „Bo prze­cież przy­zna­wać się może­my do winy. Gratulowanie odwa­gi suge­ru­je, że zro­bi­li­śmy coś złe­go, ryzy­kow­ne­go albo dziwnego”.

„Zazwyczaj jest to mówio­ne z tro­ską – to chcę pod­kre­ślić. Ale pew­nie wie­lu z nas sobie nie zda­je spra­wy, że to jest, nie­ste­ty i mimo wszyst­ko, jakiś rodzaj prze­mo­cy kul­tu­ro­wej, ponie­waż mówi się to z jakie­goś takie­go pozio­mu wyż­szo­ści… – odpo­wie­dział Bączek. – My geje i czę­sto też les­bij­ki, po pro­stu oso­by LGBT+, mamy takie poczu­cie, zwłasz­cza w mło­do­ści, że jeste­śmy wybra­ko­wa­ni. Często dwa razy moc­niej pra­cu­je­my, żeby uwie­rzyć w swo­ją war­tość. I teraz kie­dy ktoś mówi: „gra­tu­lu­ję ci odwa­gi”, ja to rozu­miem i czu­ję, że tam jest tro­ska po dru­giej stro­nie, ale JEST to rodzaj nie­uświa­do­mio­nej prze­mo­cy kul­tu­ro­wej, bo to tro­chę tak jak­by­śmy powie­dzie­li: „No, wita­my w świe­cie nor­mal­nych.” My się boimy. To też chcę pod­kre­ślić, że tam jest praw­dzi­wy lęk, zanim taka okład­ka Repliki się uka­że z moją twa­rzą, z moim wize­run­kiem. To jest lęk. Gdyby to wie­dzie­li ci, któ­rzy mnie kry­ty­ku­ją, to być może tro­chę mie­li­by takiej empa­tii w sobie, że ten facet też potrze­bo­wał pew­nie nie prze­spać paru nocy. Pewnie myślał o decy­zji: „robię to, nie robię, robię to, nie robię” i ona się zmie­nia­ła. No i łatwo im na przy­kład powie­dzieć: „co mnie to inte­re­su­je, z kim cho­dzisz do łóż­ka”.  Ale już nie patrzą na szer­szy obraz, że dla tego czło­wie­ka to mogła być prze­ło­mo­wa decy­zja, całe­go jego życia.”

Na pyta­nie, czy coming out jest potrzeb­ny i jakie ma podej­ście do komen­ta­rzy w rodza­ju „kogo to obcho­dzi”, Jakub B. Bączek odpowiedział:

„Są potrzeb­ne, nie­ste­ty. Są potrzeb­ne dla­te­go, że one się tro­chę wyła­mu­ją z tej tak zwa­nej hete­ro nor­ma­tyw­nej rze­czy­wi­sto­ści, bo w pew­nym sen­sie oso­by hete­ro­sek­su­al­ne swo­ich coming outów doko­nu­ją na co dzień, chwy­ta­jąc się za rękę jako mał­żeń­stwo, odpro­wa­dza­jąc na zmia­nę do przed­szko­la cór­kę czy syna. Hetero cały czas poka­zu­ją, że są hete­ro­sek­su­al­ni. My tego nie robi­my – my geje i les­bij­ki, my oso­by bisek­su­al­ne i tak dalej – bo się czę­sto boimy oce­ny. Boimy się, że tutaj z przej­ścia pod­ziem­ne­go w Warszawie wyj­dzie jakiś pod­chmie­lo­ny typek i w jakiś spo­sób to sko­men­tu­je, co nas zabo­li. I nawet jeśli cza­sa­mi mówi­my sami sobie i innym, że ja się tym nie przej­mu­ję, że ktoś na przy­kład uży­je w moją stro­nę i w stro­nę moje­go part­ne­ra sło­wa „pedał”, to jed­nak usły­sze­nie takie­go sło­wa przy oso­bie, któ­rą się kocha, za któ­rą by się sko­czy­ło w ogień, któ­rą chce się chro­nić za wszel­ką cenę, łamie ser­ce. Więc zga­dzam się, że wolał­bym żyć w takim świe­cie, gdzie ten coming out był­by zupeł­nie nie­po­trzeb­ny, bo było­by to tak jak roz­mo­wa o zaku­pach. Ale jest potrzeb­ny i pomi­mo duże­go stre­su, jed­nak posta­no­wi­łem to zrobić.”

„Byłem prze­ra­żo­ny i nie spa­łem w nocy”

Trener men­tal­ny spor­tow­ców otwo­rzył się rów­nież, mówiąc o  swo­ich emo­cjach w związ­ku z coming outem oraz wystą­pie­niem w DDTVN. Na pyta­nie pro­wa­dzą­cej, czy jest zde­ner­wo­wa­ny, odpowiedział:

„Dzisiaj jestem tro­chę zde­ner­wo­wa­ny, bo to jest pierw­szy mój wywiad w Dzień Dobry TVN, gdzie nie zaj­mu­ję się jakimś mery­to­rycz­nym tema­tem. Mówiłem tutaj dużo o psy­cho­lo­gii i socjo­lo­gii, byłem już u was na tej kana­pie wie­lo­krot­nie, ale jak sobie pomy­śla­łem wczo­raj, że teraz pój­dę w tema­cie Kuby Bączka i jego sek­su­al­no­ści… Byłem prze­ra­żo­ny i wczo­raj nie spa­łem zbyt dużo…”

 Dlaczego tak późno?

Decyzja o coming oucie nie zawsze jest decy­zją wyłącz­nie indy­wi­du­al­ną. Jakub B. Bączek odpo­wie­dział szcze­rze pod­czas wywia­du, że jed­nym z czyn­ni­ków, powstrzy­mu­ją­cych go tak dłu­go był sza­cu­nek do decy­zji jego dłu­go­let­nie­go part­ne­ra. Wówczas coming out był­by „wyouto­wa­niem” nie tyl­ko same­go sie­bie, ale i dru­giej oso­by. Ponownie padło sło­wo przemoc:

„To jest prze­moc (coming out wbrew dru­giej oso­bie – dopi­sek redak­cji), bo dla tego czło­wie­ka to może być jakiś dra­mat życio­wy. Być może bał­by się po tym wyjść na uli­cę – bo i tak bywa w Polsce. My sobie tutaj roz­ma­wia­my w redak­cji i w śro­do­wi­sku libe­ral­nym, wspie­ra­ją­cym. Pewne rze­czy rozu­mie­my i dla nas nie­któ­re spra­wy to wręcz absurd, żeby je komen­to­wać. Ale nie wszę­dzie to tak wyglą­da. Są inne tele­wi­zje, cza­so­pi­sma, sta­cje czy stro­ny. I wie­lu ludzi, nawet tu w Warszawie, w wiel­kich aglo­me­ra­cjach, któ­rzy będą ata­ko­wać i uwa­żać to za odpo­wied­nie, bo na tysiąc moich innych cech, mam jed­ną, któ­ra spra­wia, że nie podo­ba mi się kobie­ta, tyl­ko inny facet.”

Powody były rów­nież inne. Specyficzne śro­do­wi­sko, jakie two­rzą spor­tow­cy czy biz­nes­me­ni, ale i prze­pra­co­wy­wa­nie dzie­ciń­stwa, do cze­go Bączek przy­zna­je się na łamach Repliki. Jakie będą dłu­go­fa­lo­we skut­ki coming outu? Już teraz poja­wi­ło się wie­le nowych moż­li­wo­ści, ale i wyga­sło kil­ka pro­mi­nent­nych dla Bączka współ­prac. Skutki decy­zji tre­ner men­tal­ny będzie mógł zapew­ne dokład­nie okre­ślić dopie­ro w per­spek­ty­wie kil­ku miesięcy…

W Walentynki pokochaj… siebie! Jak toksyczna relacja z samym sobą przeradza się w toksyczny związek…

W tema­cie Walentynek powie­dzia­no już wszyst­ko. Wychwalano je pod nie­bio­sa jako cudow­ną oka­zję do wiel­kich gestów i wyjąt­ko­wych ran­dek z dru­gą połów­ką. Krytykowano rów­nież z dru­giej stro­ny za komer­cyj­ność i zamie­nia­nie miło­ści w gro­te­sko­we przed­sta­wie­nie dla świa­ta zewnętrz­ne­go. Tegoroczne Walentynki potrak­tuj zatem na prze­kór tra­dy­cji jako wyzwa­nie, oka­zję do reflek­sji nad rela­cją, któ­ra łączy cię z naj­waż­niej­szym dla cie­bie czło­wie­kiem – samym sobą! Poddaj ana­li­zie swo­je nasta­wie­nie i to jak trak­tu­jesz same­go sie­bie, abyś umiał stwo­rzyć zdro­wą rela­cję z innymi.

Być może 14 lute­go już na zawsze pozo­sta­nie w naszych gło­wach czymś nie­ro­ze­rwal­nie zwią­za­nym ze świę­tem zako­cha­nych. Ja oso­bi­ście marzę jed­nak o tym, aby dzień ten zyskał nie­co szer­sze zna­cze­nie. Abyśmy myśle­li nie tyl­ko o miło­ści do dru­gie­go czło­wie­ka, ale przede wszyst­kim zasta­no­wi­li się nad tym, jaki mamy sto­su­nek do sie­bie – czy trak­tu­je­my się z wyro­zu­mia­ło­ścią, czy jeste­śmy wobec sie­bie czu­li, uprzej­mi. Ważne jest, aby uświa­do­mić sobie, jak ogrom­ne zna­cze­nie w budo­wa­niu rela­cji z dru­gim czło­wie­kiem ma kwe­stia uczuć, któ­ry­mi obda­rza­my nas samych.

Epidemia auto­de­struk­cji

W erze wszech­obec­nych i narzu­ca­ją­cych swo­ją wolę social mediów jeste­śmy bar­dziej niż kie­dy­kol­wiek pod­da­wa­ni cią­głej oce­nie, kry­ty­ce i pre­sji. Zupełnie jak­by tego było mało, przej­mu­je­my tę nar­ra­cję i zaczy­na­my sto­so­wać ją jako swe­go rodza­ju narzę­dzie do auto­de­struk­cji. Nie pozwa­la­my sobie na swo­bo­dę, luz, odpo­czy­nek. Ciągle sta­wia­my nowe cele, narzu­ca­my sobie nie­prze­rwa­ne wycho­dze­nie ze stre­fy kom­for­tu i pozwa­la­my, aby cią­głe ocze­ki­wa­nia innych ludzi oraz wzmoc­nio­na z ich powo­du auto suro­wość, z jaką się trak­tu­je­my, wypa­la­ły nas wewnętrz­nie. Nikt nie może funk­cjo­no­wać na peł­nym bie­gu non stop. Czasami trze­ba się zatrzy­mać i rozej­rzeć woko­ło, a tak­że zaj­rzeć w głąb. Wówczas oka­zu­je się, że nie lubi­my samych sie­bie. Dostrzegamy cechy takie jak leni­stwo, wąskie hory­zon­ty, mal­kon­tenc­two… Ale to nie TY. To zale­d­wie reak­cja Twojego orga­ni­zmu na nie­przy­ja­zne śro­do­wi­sko, któ­re mu stwo­rzy­łeś. Wypalony, prze­bodź­co­wa­ny i nad­mier­nie zestre­so­wa­ny zawsze będziesz kłęb­kiem ner­wów i zbio­ro­wi­skiem obiek­tyw­nie rzec ujmu­jąc, cech nega­tyw­nych. Trudno też wów­czas żywić do sie­bie uczu­cia pozy­tyw­ne, gdy nie mamy cza­su, aby o sie­bie zadbać…

A idzie to nie­ste­ty lawi­no­wo: gdy nie masz sza­cun­ku do same­go sie­bie, inni też nie będą go mie­li; jeśli nie umiesz cie­szyć się ze swo­je­go towa­rzy­stwa, dla innych rów­nież będzie to nie­kom­for­to­we; jeśli będziesz się sie­bie wsty­dzić, inni będą dostrze­gać tyl­ko two­je nega­tyw­ne cechy; jeśli nie obda­rzysz same­go sie­bie miło­ścią, małe są szan­se na to, że stwo­rzysz zdro­wy zwią­zek z dru­gim człowiekiem.

Ciepłe uczu­cia wobec same­go sie­bie powin­ny być zatem Twoim naj­waż­niej­szym celem w tego­rocz­ne Walentynki i to nie ze wzglę­du na innych – to będzie zale­d­wie przy­jem­ny efekt ubocz­ny roz­wo­ju oso­bi­ste­go. Uświadom sobie, że to wła­śnie Ty jesteś jedy­ną oso­bą, któ­ra zosta­nie z Tobą do koń­ca życia nie­za­leż­nie od sytu­acji, oko­licz­no­ści, prze­ciw­no­ści życio­wych. Można wręcz powie­dzieć, że jeste­śmy ska­za­ni na samych sie­bie NO MATTER WHAT. Dlaczego zatem, zamiast wiecz­nie sie­dzieć na kak­tu­sie, nie roz­ło­żyć się wygod­nie na kana­pie? Tą meta­fo­rą przejdź­my do czę­ści arty­ku­łu zwią­za­nej z reali­za­cją tego pięk­ne­go, ale jak­że trud­ne­go założenia…

Style przy­wią­za­nia jako odzwier­cia­dle­nie tego, co czu­je­my do siebie

Nie bez koze­ry od razu po Walentynkach obcho­dzi­my Dzień Singla. Jakoś pod­skór­nie czu­je­my, chy­ba że trze­ba umieć być w naj­lep­szej moż­li­wej rela­cji naj­pierw z samym sobą, nie tyl­ko z inny­mi ludź­mi. Jedno zresz­tą z dru­gie­go wyni­ka. Nie zawsze jed­nak zda­je­my sobie spra­wę, gdzie leży pro­blem. Najczęściej nie­ste­ty spo­sób, w jaki się trak­tu­je­my, wyni­ka z tego, cze­go nauczy­li­śmy się w dzie­ciń­stwie, jakie war­to­ści wpo­ili nam rodzi­ce oraz jakie­go rodza­ju rela­cję zbu­do­wa­li­śmy z nimi. Jest to oczy­wi­ście temat na oddziel­ny arty­kuł, książ­kę a nawet kil­ka ksią­żek. W skró­cie jed­nak war­to nad­mie­nić, że psy­cho­lo­go­wie wyróż­nia­ją naj­czę­ściej trzy lub czte­ry sty­le przy­wią­zy­wa­nia się, wyni­ka­ją­ce wła­śnie z doświad­czeń z naj­wcze­śniej­sze­go dzie­ciń­stwa i któ­re mają naj­więk­szy wpływ na to, jakie rela­cje budu­je­my z oto­cze­niem jako doro­śli ludzie.

Wymienia się zatem sty­le: lęko­wy, uni­ka­ją­cy i zdez­or­ga­ni­zo­wa­ny – każ­dy z nich nosi zna­mio­na tok­sycz­no­ści i jest czymś, cze­go powin­ni­śmy uni­kać. Jeśli nato­miast stwier­dza­my u sie­bie zacho­wa­nia, wcho­dzą­ce w ich zakres defi­ni­cyj­ny, koniecz­nie powin­ni­śmy zasta­no­wić się nad meto­dą samo­roz­wo­ju, cho­ciaż­by w posta­ci psy­cho­te­ra­pii czy też upra­wia­nia uważ­no­ści. Style te bowiem cha­rak­te­ry­zu­ją się bar­dzo niskim stop­niem zaufa­nia zarów­no do same­go sie­bie jak i part­ne­ra, prze­ży­wa­niem cią­głych nie­po­ko­jów przed porzu­ce­niem czy też pro­wa­dzą do nachal­no­ści i tzw. „zagła­ski­wa­nia na śmierć” wobec dru­giej oso­by – w dużym skró­cie oczy­wi­ście. Jeśli potrze­bu­je­cie więk­szej ilo­ści infor­ma­cji, na któ­re nie może­my sobie pozwo­lić ze wzglę­du na cha­rak­ter arty­ku­łu, zapra­szam do samo­dziel­ne­go researchu.

Jedyny styl przy­wią­za­nia obiek­tyw­nie uzna­wa­ny za zdro­wy to styl bez­piecz­ny. Charakteryzuje się on wywa­żo­nym, reali­stycz­nym pozio­mem samo­oce­ny oraz wyso­kim pozio­mem zaufa­nia w rela­cji. Osoby, któ­re przy­wią­zu­ją się w spo­sób bez­piecz­ny nie oba­wia­ją się dłu­go­trwa­łych i poważ­nych związ­ków, ale i nie prze­ra­ża ich wizja bycia sin­glem przez dłuż­szy czas. Nie tkwią też na siłę w rela­cji bez per­spek­tyw i nie usta­na­wia­ją partnera/przyjaciela w cen­trum swo­je­go wszech­świa­ta, zapo­mi­na­jąc o sobie czy wręcz tłu­miąc wła­sne pra­gnie­nia i potrze­by albo wręcz rezy­gnu­jąc z wła­sne­go życia na rzecz inne­go czło­wie­ka. W takiej zdro­wej rela­cji ist­nie­je przede wszyst­kim har­mo­nia, kom­fort i swo­bo­da w wyra­ża­niu uczuć i opi­nii. Jak zatem widać zdro­wa rela­cja z dru­gim czło­wie­kiem w dużej mie­rze pole­ga na zdro­wej rela­cji z samym sobą…

Miłość i sza­cu­nek do same­go siebie

Jeśli żywisz do same­go sie­bie cie­płe uczu­cia i sza­nu­jesz się za to, jaki jesteś, szan­se, że wpad­niesz w tok­sycz­ną rela­cję i pozwo­lisz jej trwać, są napraw­dę nie­wiel­kie. Nie unik­niesz oczy­wi­ście tzw. wpa­dek. Może się zda­rzyć, że zako­chasz się lub też nawią­żesz głęb­szą, przy­ja­ciel­ską rela­cję z kimś nie­war­tym two­ich wysił­ków i zaufa­nia. Wówczas, jed­nak gdy szy­dło wyj­dzie z wor­ka, natu­ral­ną reak­cją oso­by zna­ją­cej swo­ją war­tość jest ucię­cie takiej rela­cji lub pra­ca nad nią – wyłącz­nie z obu stron. Jeśli jed­nak sytu­acja się powta­rza i po dru­giej stro­nie nie ma woli zmia­ny, jedy­nym roz­wią­za­niem jest odpusz­cze­nie, pozwo­le­nie, aby każ­dy poszedł w swo­ją stronę.

Tak wła­śnie postą­pi oso­ba, któ­ra kocha i sza­nu­je same­go sie­bie, a oka­zu­je to poprzez dba­nie w pierw­szej kolej­no­ści o swój kom­fort i bycie w zgo­dzie z samym sobą. Nie war­to wów­czas pogrą­żać się w żalu na zbyt dłu­gi czas tyl­ko wręcz doce­nić same­go sie­bie za siłę i wytrwa­łość oraz za oka­za­ny same­mu sobie sza­cu­nek poprzez ucię­cie zna­jo­mo­ści, któ­ra wpły­wa­ła nega­tyw­nie na nasze życie. Czy jest to trud­ne? Oczywiście, bo jed­ną z cech nasze­go gatun­ku jest potrze­ba BYCIA w sta­łych rela­cjach, budo­wa­nia wię­zi spo­łecz­nych. Ucinanie rela­cji jest zatem nawet nie­ja­ko wbrew naszej natu­rze. Jest to jed­nak jedy­ny spo­sób, aby dać sobie szan­sę i prze­strzeń na to, aby wpu­ścić do życia ludzi, któ­rzy będą nas cią­gnąć w górę a nie w dół. Ile razy zasta­na­wia­li­śmy się prze­cież, gdzie byśmy byli, gdy­by nie tok­sycz­ni rodzi­ce, part­ner czy przy­ja­ciel, któ­rzy zatrzy­my­wa­li nasz roz­wój, domi­no­wa­li w nega­tyw­ny spo­sób nad naszą codzien­no­ścią i zatru­wa­li ją swo­im mal­kon­tenc­twem, kry­ty­kanc­twem, zło­śli­wo­ścią czy nie­po­trzeb­ną pre­sją. A gdy pozo­sta­je­my w takich nie­zdro­wych rela­cjach, w naszym życiu nie ma już miej­sca na te zdro­we. Toksyczne mają bowiem to do sie­bie, że szczel­nie wypeł­nia­ją nam gra­fik, zarów­no ten fizycz­ny jak i zwią­za­ny ze ścież­ka­mi myślo­wy­mi, któ­ry­mi podą­ża nasz umysł.

O co cho­dzi z tym „sob­ko­stwem”?

Jak zatem sami widzi­cie, dro­ga do zna­le­zie­nia zdro­wej rela­cji to przede wszyst­kim dro­ga usia­na swe­go rodza­ju „sob­ko­stwem” – dba­nia o same­go sie­bie, przy­glą­da­nia się swo­im potrze­bom, czu­ło­ści oraz sza­cun­ku dla same­go sie­bie i doce­nia­nia – nade wszyst­ko doce­nia­nia; cią­głe­go „ja”, „sobie” i „dla mnie”. I nie myśl­cie pro­szę, że nama­wiam was do nar­cy­zmu i samo­lub­stwa. Podstawa to zna­le­zie­nie we wszyst­kim zło­te­go i zdro­we­go środ­ka ze sta­łą myślą, któ­rą wyra­zi­łem już na począt­ku niniej­sze­go arty­ku­łu – oso­bą, z któ­rą na 100% spę­dzisz całe swo­je życie, jesteś wyłącz­nie TY SAM. Zadbaj zatem o to, żeby nie męczyć się ze sobą, nie­za­leż­nie od tego, czy będziesz aku­rat w rela­cji rów­nież z kimś innym czy nie, a gwa­ran­tu­ję, że z odpo­wied­nio uło­żo­ny­mi war­to­ścia­mi, będziesz w sta­nie stwo­rzyć zdro­we rela­cje z inny­mi ludźmi.

Ostateczna myśl na Walentynki

Niech zatem tego­rocz­ne świę­to zako­cha­nych pozo­sta­wi cię z taką oto myślą: aby inni mnie kocha­li, naj­pierw ja sam muszę poko­chać siebie!

 

Jakub B. Bączek

Jakub B. Bączek – Trener men­tal­ny Mistrzów Świata i olim­pij­czy­ków, wła­ści­ciel kil­ku firm, autor ponad 20 ksią­żek, sprze­da­wa­nych dziś w 17 kra­jach. Wykładowca stu­diów MBA na Akademii Leona Koźmińskiego, eks­pert tele­wi­zyj­ny, mów­ca inspi­ra­cyj­ny, regu­lar­nie zapra­sza­ny do czo­ło­wych ban­ków i korporacji.

Twórca Akademii Trenerów Mentalnych™ i popu­lar­nych pro­jek­tów szko­le­nio­wych w Polsce i za gra­ni­cą. Prywatnie pasjo­nat podró­ży, gry w gol­fa, bud­dy­zmu i czy­ta­nia ksią­żek. Uważa, że marze­nia się nie speł­nia­ją – marze­nia się… SPEŁNIA!

 

W Międzynarodowym Dniu przytulania uściskaj innych i… siebie!

Jak co roku, 21 stycz­nia obcho­dzi­my świa­to­we świę­to przy­tu­la­sów. Chociaż jest to tyl­ko sym­bol, to jed­nak sym­bol cze­goś nie­zwy­kle waż­ne­go – wie­lu z nas nie zda­je sobie nawet spra­wy z tego, jak bar­dzo. Nie jest żad­ną tajem­ni­cą, że żyje­my w cza­sach powszech­ne­go pośpie­chu i dewa­lu­acji zarów­no two­rze­nia jak i dba­nia o rela­cje face to face. Mamy tak­że ten­den­cję do zanie­dby­wa­nia nie tyl­ko sto­sun­ków z inny­mi, ale i z samym sobą. Jakie są tego dłu­go­trwa­łe skut­ki i jak im zapo­bie­gać odpo­wia­da tre­ner men­tal­ny, Jakub B. Bączek.

Być może umiej­sco­wie­nie Międzynarodowego Dnia Przytulania wła­śnie w stycz­niu nie jest wca­le przy­pad­kiem. Miesiące zimo­we są bowiem cza­sem, gdy nasza aktyw­ność towa­rzy­ska zna­czą­co wyga­sa, a my decy­du­je­my się raczej na prze­by­wa­nie w domu pod kocem niż spo­tka­nia na mie­ście. I wszyst­ko w porząd­ku, jeśli miesz­ka­my i jeste­śmy bli­sko z rodzi­ną. Ale co jeśli pozo­sta­je­my sin­gla­mi i po ludz­ku zaczy­na nam bra­ko­wać kon­tak­tu z ludź­mi? Może wła­śnie dla­te­go Dzień Przytulania jest dobrą oka­zją, aby­śmy przy­po­mnie­li sobie zna­cze­nie bez­po­śred­nie­go kon­tak­tu z dru­gim czło­wie­kiem, któ­re­go w żaden spo­sób nie może zastą­pić kon­takt smso­wy, tele­fo­nicz­ny czy nawet na komu­ni­ka­to­rze video.

Podstawą jest uzmy­sło­wie­nie sobie, cze­mu kon­takt bez­po­śred­ni z inny­mi jest nam tak nie­zbęd­ny – mówi Jakub B. Bączek, tre­ner men­tal­ny, i tłu­ma­czy dalej: – Oczywiście może­my tutaj wgłę­bić się w bar­dzo dłu­gi wykład na temat zwy­cza­jów panu­ją­cych wśród naczel­nych, do któ­rych nale­ży rów­nież czło­wiek. Wtrącilibyśmy pew­nie kil­ka słów na temat czyn­ni­ków ewo­lu­cyj­nych, któ­re nas tak uwa­run­ko­wa­ły, aby­śmy żyli w gru­pie i korzy­sta­li na budo­wa­niu sil­nych wię­zi, uza­leż­nia­ją­cych nas jed­no­cze­śnie od sie­bie nawza­jem w codzien­nym życiu. Tym jed­nak, co naj­moc­niej prze­ma­wia do współ­cze­sne­go czło­wie­ka – któ­ry nie jest już szcze­gól­nie zain­te­re­so­wa­ny tra­dy­cją, ani nie prze­ko­nu­je go też aspekt bez­pie­czeń­stwa w gru­pie wypra­co­wa­ny przez ewo­lu­cję, bo sam sta­je się coraz bar­dziej samo­wy­star­czal­ny – jest OKSYTOCYNA. Hormon, któ­re­go brak może powo­do­wać nawet prze­wle­kłą depre­sję i sta­łe obni­że­nie jako­ści życia.

Oksytocyna – hor­mon bli­sko­ści i szczęścia

Brzmi dosyć pro­sto praw­da? Dlaczego ktoś, kto nie­szcze­gól­nie lubi prze­by­wać z ludź­mi, powi­nien jed­nak mimo wszyst­ko nie zapo­mi­nać, że jest z natu­ry zwie­rzę­ciem społecznym?

Oksytocyna jest bar­dzo waż­nym dla czło­wie­ka hor­mo­nem, zwa­nym ina­czej hor­mo­nem szczę­ścia. Co wię­cej, poczu­cie szczę­ścia, któ­re­go dostar­cza, potra­fi sku­tecz­nie wycią­gnąć nas z doł­ka, przy­wró­cić poczu­cie sen­su i zmie­nić fatal­ny dzień w zale­d­wie kiep­ski czas, o któ­rym szyb­ko zapo­mi­na­my – mówi Jakub B. Bączek. – Ażeby dostar­czyć ją nasze­mu orga­ni­zmo­wi nie musi­my nawet za bar­dzo się wysi­lać. Wystarczy, że przy­tu­li­my się do dru­gie­go człowieka!

Okazuje się jed­nak, że jeden tulas nie wystar­czy… Według opi­nii ame­ry­kań­skiej psy­cho­te­ra­peut­ki Virgini Satir „aby prze­żyć, trze­ba nam czte­rech uści­sków dzien­nie. By zacho­wać zdro­wie, trze­ba ośmiu. By się roz­wi­jać – dwu­na­stu”. Dodatkowo podob­no każ­dy z nich musi trwać co naj­mniej 20 sekund i być szczery…

Nie cho­dzi oczy­wi­ście o to, żeby teraz nagle stwo­rzyć sobie „to do” listę i odha­czać na niej każ­de­go przy­tu­la­sa lub żeby zacząć „napa­dać” obcych ludzi na uli­cy i pro­po­no­wać im przy­tu­le­nie (acz­kol­wiek takie eks­pe­ry­men­ty spo­łecz­ne już prze­pro­wa­dza­no i dopro­wa­dza­ły one do bar­dzo cie­ka­wych wnio­sków) – mówi Jakub B. Bączek. – Najważniejsze, aby nie zapo­mi­nać w codzien­nym bie­gu, że to nie pra­ca jest naj­waż­niej­sza, nasze osią­gnię­cia, suk­ce­sy czy zacho­wa­nie dys­cy­pli­ny na siłow­ni i w die­cie. Najważniejsze dla nasze­go zdro­wia psy­chicz­ne­go jest poczu­cie bli­sko­ści z dru­gim czło­wie­kiem i nie war­to z tym wal­czyć. Potrzeba ta jest zbyt moc­no zapi­sa­na w naszym kodzie gene­tycz­nym, aby wyko­rze­nić ją samym myśle­niem życze­nio­wym… Jeśli zatem jest nam smut­no, co nam szko­dzi popro­sić o tula­sa od razu, zamiast cze­kać na koniec dnia? Stałe dosta­wy oksy­to­cy­ny! Oto co pole­cam każ­de­mu i na co dzień!

Pamiętaj, aby przy­tu­lić same­go siebie…

Tu oczy­wi­ście wcho­dzi­my w meta­fo­ry­kę, ale nie­zwy­kle waż­ną. Czasami zapo­mi­na­my, że czu­łość i bli­skość z inny­mi ludź­mi to dopie­ro dru­gi krok, któ­ry powin­ni­śmy posta­wić w naszej codzien­no­ści. Pierwszym jest zacho­wa­nie życz­li­wo­ści dla nas samych.

We wszyst­kim, co robisz, wsłu­chuj się przede wszyst­kim w sie­bie. Jesteś zmę­czo­ny, odpocz­nij. Nie chcesz nigdzie wycho­dzić, zostań w domu i scho­waj się pod kocem. Wolisz spę­dzić świę­ta w małym gro­nie przy­ja­ciół zamiast z kil­ko­ma ciot­ka­mi, któ­re widu­jesz raz do roku, zrób to – radzi Jakub B. Bączek. – Brzmi to bar­dzo banal­nie, ale jak dowo­dzą licz­ne bada­nia spo­łecz­ne, nie mamy w dal­szym cią­gu sza­cun­ku do samych sie­bie i swo­ich emo­cji oraz potrzeb. Zatem być może mimo banal­no­ści powyż­szych słów, trze­ba je nasze­mu spo­łe­czeń­stwu sta­le powta­rzać. I tu wła­śnie widzę swo­ją rolę oraz innych tre­ne­rów mentalnych…

Przytulić same­go sie­bie, to zna­czy obda­rzyć się życz­li­wo­ścią, któ­rą zwy­kle kie­ru­je­my do innych. Jakoś nie mamy raczej pro­ble­mu z tym, żeby pochwa­lić kogoś w naszym oto­cze­niu, pomóc naj­bliż­szej kole­żan­ce czy przy­tu­lić psa, kie­dy kuli się ze stra­chu, gdy za oknem strze­la­ją zno­wu petar­dy. Dlaczego zatem tą samą pozy­tyw­ną ener­gią nie może­my obda­rzyć siebie?

Zostaliśmy naucze­ni, że musi­my być wobec sie­bie wyma­ga­ją­cy, a tak­że że „trze­ba być twar­dym a nie mięk­kim”, „chło­pa­ki nie pła­czą”, „nikt nie będzie chciał się zada­wać z takim smu­ta­sem”… Chociaż nasi rodzi­ce i dziad­ko­wie zro­bi­li, co byli w sta­nie, sto­su­jąc dostęp­ną im wie­dzę oraz według wła­snych moż­li­wo­ści, to wła­śnie my będzie­my poko­le­niem, któ­re wpro­wa­dzi w tej kwe­stii zmia­ny – mówi z prze­ko­na­niem Jakub B. Bączek. – Zmiana zresz­tą już jest widocz­na. Zaczęliśmy roz­ma­wiać o uczu­ciach, coraz bar­dziej dba­my o swój dobro­stan psy­chicz­ny na doda­tek w pierw­szej kolej­no­ści przed potrze­ba­mi innych. Coraz czę­ściej spo­ty­ka­my się z empa­tią i sami ją oka­zu­je­my. Przed nami jedy­nie tro­chę pra­cy w tema­cie znaj­do­wa­nia zło­te­go środ­ka. A zatem? Przytulajmy nie tyl­ko innych, ale i samych sie­bie! Powiedzmy sobie coś miłe­go. Doceńmy wła­sną pra­cę i osią­gnię­cia czy też po pro­stu pozy­tyw­ne cechy nasze­go cha­rak­te­ru. Odpuszczenie same­mu sobie i życz­li­wość wewnętrz­na przy­no­szą nie­sa­mo­wi­te poczu­cie ulgi i zna­czą­co zmniej­sza­ją odczu­wa­nie samot­no­ści! Jest to szcze­gól­nie waż­ne dla osób, któ­re na co dzień czu­ją się samot­ne i opusz­czo­ne przez innych.

Na Międzynarodowy Dzień Przytulania mamy zatem zada­nie dla każ­de­go, kto czy­ta ten tekst:

Uściskaj innych i siebie!

 Jakub B. Bączek – Trener men­tal­ny Mistrzów Świata i olim­pij­czy­ków, wła­ści­ciel kil­ku firm, autor ponad 20 ksią­żek, sprze­da­wa­nych dziś w 17 kra­jach. Wykładowca stu­diów MBA na Akademii Leona Koźmińskiego, eks­pert tele­wi­zyj­ny, mów­ca inspi­ra­cyj­ny, regu­lar­nie zapra­sza­ny do czo­ło­wych ban­ków i korporacji.

Twórca Akademii Trenerów Mentalnych™ i popu­lar­nych pro­jek­tów szko­le­nio­wych w Polsce i za gra­ni­cą. Prywatnie pasjo­nat podró­ży, gry w gol­fa, bud­dy­zmu i czy­ta­nia ksią­żek. Uważa, że marze­nia się nie speł­nia­ją – marze­nia się… SPEŁNIA!

Blue Monday – przeklęty poniedziałek czy chwyt marketingowy?

Jak co roku, mniej wię­cej w poło­wie stycz­nia dopa­da nas obni­że­nie nastro­ju. Niedotrzymane posta­no­wie­nia nowo­rocz­ne przy­po­mi­na­ją o sobie ze zdwo­jo­ną siłą i nad­cho­dzi pora, aby zacząć spła­cać już debet poświą­tecz­ny na kar­cie. Dodatkowo znaj­du­je­my się w samym środ­ku zimy – ostat­ni­mi cza­sy albo eks­tre­mal­nie zim­nej, albo błot­ni­stej i prze­szy­wa­ją­cej wil­go­cią. Zwykle za to jed­no­cze­śnie pozba­wio­nej śnie­gu, któ­ry prze­cież więk­szo­ści z nas koja­rzy się raczej przy­jem­nie. Czy zatem Blue Monday to pro­blem real­ny, czy wyssa­ny z palca?

Zacznijmy może od kil­ku słów wyja­śnie­nia, czym wła­ści­wie jest Blue Monday. Mianem tym zwy­kło okre­ślać się trze­ci ponie­dzia­łek stycz­nia, a samo okre­śle­nie ozna­cza dosłow­nie Niebieski Poniedziałek. Niebieski, czy­li smut­ny, jak w języ­ku angiel­skim uży­wa się czę­sto sło­wa „blue”.

Pojęcie ist­nie­je od roku 2005, kie­dy to bry­tyj­ski psy­cho­log i pra­cow­nik Cardiff University został popro­szo­ny przez biu­ro podró­ży Sky Travel o pomoc – stwo­rze­nie akcji mar­ke­tin­go­wej, któ­ra prze­mó­wi do poten­cjal­nych klien­tów fir­my, aby ci kupo­wa­li wię­cej wycie­czek. W ten spo­sób Cliff Arnall wymy­ślił naj­bar­dziej depre­syj­ny dzień w roku. Czemu jed­nak przy­znał to mia­no aku­rat trze­cie­mu ponie­dział­ko­wi stycznia?

Algorytm a chwyt marketingowy

Cliff Arnall, two­rząc Blue Monday, nie zda­wał sobie spra­wy z tego, jak vira­lo­we sta­nie się to poję­cie. Na całym świe­cie zaczę­ło być zna­ne już w oko­li­cach roku 2011, a w roku 2018 jego twór­ca sta­rał się już nie­ja­ko tłu­ma­czyć czy też odciąć od wła­sne­go dzie­ła, mówiąc, że jest to pozba­wio­ny pod­staw nauko­wych wymysł, nie­opar­ty na żad­nych bada­niach i wytłu­ma­czo­ny jedy­nie domnie­ma­nia­mi i ogól­ną obser­wa­cją ten­den­cji spo­łecz­nych. Jakie uza­sad­nie­nie pro­fe­sor nadał w roku 2005 Niebieskiemu Poniedziałkowi?

Przede wszyst­kim tłu­ma­czył swój wybór trze­ma czyn­ni­ka­mi. Pierwszym z nich miał być wpływ pogo­dy na ludzi, któ­ra w dru­giej poło­wie stycz­nia jest już od jakie­goś cza­su nie­przy­jem­na ze wzglę­du na niską tem­pe­ra­tu­rę, krót­ki dzień oraz sła­be nasło­necz­nie­nie. Czynnikiem dru­gim mia­ły być dopa­da­ją­ce nas wów­czas dłu­gi, któ­re zacią­gnę­li­śmy pod zakup pre­zen­tów świą­tecz­nych i orga­ni­za­cję świąt, a któ­rych okres spła­ty stan­dar­do­wo zaczy­nał­by się wła­śnie mniej wię­cej w tym momen­cie. Trzecim i być może naj­bar­dziej wia­ry­god­nym czyn­ni­kiem mia­ły być nasze nie­speł­nio­ne posta­no­wie­nia noworoczne.

Wszystko to mia­ło­by osta­tecz­nie powo­do­wać, że to wła­śnie trze­ci ponie­dzia­łek stycz­nia (na począt­ku ist­nie­nia poję­cia był to czwar­ty ponie­dzia­łek mie­sią­ca) jest naj­bar­dziej depre­syj­nym dniem w roku…

Realny pro­blem, z któ­rym trze­ba sobie poradzić

Choć całej teo­rii, wokół któ­rej zbu­do­wa­ny został Blue Monday, nie bra­ku­je swe­go rodza­ju prze­ni­kli­wo­ści czy też czy­sto logicz­nych i cie­ka­wych pod­staw, to mimo wszyst­ko radził­bym pod­cho­dzić do tego tema­tu scep­tycz­nie, zwłasz­cza jeśli weź­mie­my pod uwa­gę efekt pla­ce­bo czy też myśle­nie życze­nio­we. Bo prze­cież czę­sto ule­ga­my złu­dze­niu, że wła­śnie w pią­tek 13. będzie­my mie­li pecha. Dlaczego mie­li­by­śmy zatem nie zła­pać doła w Blue Monday tyl­ko dla­te­go, że tak gło­si kalendarz?

Realny pro­blem, z któ­rym może­my sobie pora­dzić, a któ­ry zwią­za­ny jest nie­odzow­nie z Niebieskim Poniedziałkiem to nasze posta­no­wie­nia nowo­rocz­ne. I jest to też czyn­nik, któ­ry naj­bar­dziej mnie prze­ko­nu­je ze wszyst­kich powyż­szych, że w Blue Monday może tkwi jakieś zia­ren­ko praw­dy. Jak zatem nie dać temu zia­ren­ku urosnąć?

Wyznaczaj sobie real­ne cele! Oczywistą oczy­wi­sto­ścią jest fakt, że jeże­li posta­wisz przed sobą cel zbyt wyma­ga­ją­cy, jego osią­gnię­cie pra­wie na 100% nie doj­dzie do skut­ku. Jakie są szan­se, że ktoś, kto w ogó­le nie upra­wia spor­tu od razu, zacznie bie­gać codzien­ne mara­to­ny? Lub, że z dnia na dzień rady­kal­nie zmie­ni die­tę lub zacznie czy­tać godzi­nę dzien­nie, jeśli do tej pory się­gał po książ­kę raz do roku? Naprawdę mar­ne. Dlatego wła­śnie mierz­my siły na zamia­ry i wybie­raj­my cele mniej­sze, a w osią­gnię­ciu więk­szych pomo­że nam…

Dążenie do celu mały­mi krocz­ka­mi! Dużo łatwiej będzie nam osią­gnąć jakiś duży cel, np. płyn­no­ści w języ­ku obcym, kie­dy podzie­li­my sobie naukę na poszcze­gól­ne dzia­ły, będzie­my regu­lar­nie pod­no­sić poprzecz­kę, spraw­dzać swo­ją wie­dzę i wyzna­czać kolej­ne puła­py, na któ­re chce­my się wspiąć. Ale nie na zasa­dzie: „W cią­gu mie­sią­ca zro­bię poziom B2”, a raczej: „Dzisiaj nauczę się 10 nowych słó­wek i prze­czy­tam arty­kuł po angielsku”.

Zwolnij! Pamiętaj, że samo­roz­wój i reali­za­cja posta­no­wień nie mogą być rodza­jem współ­cze­sne­go nie­wol­nic­twa, na któ­re każ­de z nas ska­zu­je się auto­no­micz­nie. Często nie­ste­ty tak to wyglą­da. Kiedy czu­jesz się zmę­czo­ny i przy­tło­czo­ny, nie zabie­raj się za kolej­ną sesję tre­nin­go­wą, pisa­nie książ­ki czy pla­no­wa­nie jadło­spi­su na następ­ny tydzień (acz­kol­wiek orga­ni­za­cja poma­ga, o czym za chwi­lę), ale po pro­stu odpocz­nij. Zachowaj się jak niedź­wiedź i pozi­muj tro­chę pod kocem. Świat poczeka.

Panuj nad swo­im życiem dzię­ki orga­ni­za­cji cza­su! Jakkolwiek może to wyda­wać się kolej­nym cię­ża­rem, któ­ry nie­po­trzeb­nie bie­rze­my sobie na gło­wę, to mimo wszyst­ko ogrom­na ilość stre­su, jakie­go doświad­cza­my na co dzień bie­rze się z poczu­cia prze­cią­że­nia – mię­dzy inny­mi spra­wa­mi, o któ­rych koniecz­nie musi­my pamię­tać i tymi, któ­re nale­ży jakoś ogar­nąć. Planowanie tygo­dnia może zatem pomóc nam upo­rać się z natręt­ny­mi myśla­mi i zamar­twia­niem się. W koń­cu, co na papie­rze, to z głowy.

Postaw na ela­stycz­ność! Pamiętaj, że oso­ba, któ­rą jesteś dziś, jutro już wła­ści­wie nie będzie ist­nieć. Może nie w cią­gu doby, ale już w okre­sie tygo­dnia, mie­sią­ca, kwar­ta­łu czy roku Twoje nasta­wie­nie i prio­ry­te­ty mogą ulec cał­ko­wi­tej zmia­nie. Nagle posta­no­wie­nie, aby sku­pić się w tym roku na celach biz­ne­so­wych, weź­mie w łeb, gdy oka­że się, że wkrót­ce zosta­niesz rodzi­cem. Dlatego waż­na jest rezy­lien­cja – umie­jęt­ność cią­głe­go dosto­so­wy­wa­nia się do warun­ków, któ­re zasta­je­my w naszym życiu.

 

A przede wszyst­kim – nie bierz wszyst­kie­go do sie­bie! Blue Monday nie będzie Ci taki strasz­ny, gdy tyl­ko zaczniesz trak­to­wać same­go sie­bie z więk­szym dystan­sem i życzliwością!

Życzę powo­dze­nia i sukcesów!

Trener men­tal­ny, Leszek Furmann

Leszek Furmann – tre­ner men­tal­ny i przed­się­bior­ca, któ­ry w swo­jej dzia­łal­no­ści sku­pia się przede wszyst­kim na ucze­niu Polaków efek­tyw­ne­go zarzą­dza­nia swo­im życiem, poprzez two­rze­nie pozy­tyw­nych nawy­ków, zmia­nę podej­ścia do orga­ni­za­cji cza­su i naukę sku­tecz­nej komunikacji.

Pierwszą fir­mę zało­żył na dru­gim roku stu­diów, a dziś, deka­dę póź­niej, jest pre­ze­sem zarzą­du ProEnergy – ogól­no­pol­skiej spół­ki w bran­ży ener­ge­tycz­nej (ze sprze­da­żą rocz­ną na pozio­mie ponad 50 mln zło­tych). Od roku 2018 pra­cu­je jako tre­ner men­tal­ny z posta­cia­mi świa­ta spor­tu i biz­ne­su. Jest wykła­dow­cą pre­sti­żo­wej Akademii Trenerów Mentalnych Jakuba B. Bączka. Jeden z naj­więk­szych pol­skich zwo­len­ni­ków i auto­ry­te­tów w zakre­sie Metody Kaizen. Prywatnie to miło­śnik podró­ży i kształ­to­wa­nia przy­szło­ści wedle swo­ich zasad. Wierzy, że jakość życia nie jest dzie­łem przypadku.