W ALPY NIE TYKO NA NARTY

Zima to pora roku, na któ­rą cze­ka­ją wszy­scy nar­cia­rze. Często rezer­wu­ją wyjaz­dy z dużym, nawet kil­ku­mie­sięcz­nym wyprze­dze­niem, żeby zna­leźć hotel w górach w roz­sąd­nej cenie. Co jed­nak z tymi, któ­rzy nie potra­fią jeź­dzić na nar­tach, a nauka tego spor­tu zupeł­nie ich nie pocią­ga? Przecież nie każ­dy musi kochać szu­so­wa­nie po ośnie­żo­nych szczy­tach. Okazuje się, że zimą w Alpach moż­na spę­dzić aktyw­nie czas, pochła­nia­jąc zapie­ra­ją­ce dech śnież­na wido­ki i dosko­na­le się przy tym zre­lak­so­wać. Jak? Możemy sko­rzy­stać z bie­gó­wek, spe­cjal­nych rowe­rów elek­trycz­nych przy­sto­so­wa­nych do jaz­dy po śnie­gu, pójść z prze­wod­ni­kiem na spa­cer w rakie­tach śnież­nych i zoba­czyć… kozi­ce gór­skie, a nawet jeź­dzić sku­te­rem czy ratra­kiem. Komu jesz­cze mało może dla relak­su wypro­wa­dzić alpa­kę na spa­cer – to podob­no nie­za­wod­ny spo­sób na reduk­cję stre­su i popra­wę humoru.

JEŚLI NIE NARTY, TO CO?

W jed­nym z popu­lar­niej­szych kuror­tów nar­ciar­skich, wło­skim Livigno, przy­go­to­wa­na zaska­ku­ją­co sze­ro­ką ofer­tę aktyw­no­ści dla osób, któ­re nie lubią spę­dzać cza­su na sto­kach. Wzdłuż całej doli­ny Valtellin, w któ­rej usy­tu­owa­ny jest „mały tybet Europy” roz­cią­ga­ją się tra­sy dla fanów bie­gó­wek, rowe­rów i jog­gin­gu. Spragnieni dzie­wi­czych gór­skich wido­ków mogą wybrać się na cross coun­try na spe­cjal­nych nar­tach lub spa­cer w rakie­tach śnież­nych po jed­nym z poło­żo­nych tu par­ków naro­do­wych. Długość tra­sy zale­ży od nas, dla­te­go może to być aktyw­ność prze­zna­czo­na dla osób, któ­re na co dzień nie mają dużo ruchu, ale też dla wytraw­nych pie­chu­rów. Podczas takie­go spa­ce­ru oprócz poła­ci skrzą­ce­go się w słoń­cu śnie­gu, mamy szan­se zoba­czyć dzi­kie zwie­rzę­ta, takie jak kozi­ce, jele­nie, lisy czy polu­ją­ce pta­ki dra­pież­ne (np. sępa bro­da­te­go, któ­re­go popu­la­cja poja­wi­ła się tu na nowo w latach 90. XX wie­ku, a ich roz­pię­tość skrzy­deł się­ga 3 metrów). Kolejna opcja, żeby nie­co się zmę­czyć to fat biking, czy­li elek­trycz­ne rowe­ry o spe­cjal­nie gru­bych opo­nach, przy­sto­so­wa­ne do jaz­dy po śnie­gu. Ścieżka rowe­ro­wa jest dobrze ozna­czo­na i roz­cią­ga się na dłu­gość 20 km, a spra­gnie­ni moc­niej­szych wra­żeń mogą tak­że pojeź­dzić po leśnych dro­gach pokry­tych śnie­giem – wystar­czy prze­łą­czyć się na tryb spor­to­wy, a rower sam jedzie. Tuż obok prze­bie­ga ścież­ka, któ­rą moż­na jeź­dzić kon­no lub prze­mie­rzać ją w drew­nia­nych saniach. Widuje się tu tak­że oso­by spa­ce­ru­ją­ce z… alpa­ka­mi. Alpaki zamiesz­ku­ją lokal­ne gospo­dar­stwo agro­tu­ry­stycz­ne – Tesenda, w któ­rym może­my tak­że zjeść posi­łek przy­go­to­wa­ny z lokal­nych pro­duk­tów. Fani więk­szych pręd­ko­ści mogą się wybrać na tor bob­sle­jo­wy lub pojeź­dzić sku­te­rem śnież­nym. Część restau­ra­cji znaj­du­ją­cych się w schro­ni­skach pro­po­nu­je taki śro­dek trans­por­tu swo­im gościom.  Coraz wię­cej chęt­nych pró­bu­je tak­że swo­ich sił w para­lot­niar­stwie, wido­ki są nie­ziem­skie, ale tu warun­ki pogo­do­we muszą być ide­al­ne. Jednak dla tych moc­no stą­pa­ją­cych po zie­mi lep­szym pomy­słem może być prze­jażdż­ka ratra­kiem o zacho­dzi słoń­ca. Jak widać, od róż­nych opcji moż­na dostać zawro­tu głowy.

AQUAGRANDA, CZYLI RELAKS PO AKTYWNYM DNIU

Jednym z naj­chęt­niej odwie­dza­nych miejsc przez tury­stów w Livigno jest park wod­ny Aquagranda, gdzie w spe­cjal­nej stre­fie „Slide and fun” znaj­du­ją się 3 nowe, super­szyb­kie zjeż­dżal­nie, każ­da o dłu­go­ści 100 metrów. Można tu tak­że sko­rzy­stać z jacuz­zi, saun, w któ­rych odby­wa­ją się sean­se pro­wa­dzo­ne przez sau­na­mi­strzów, ham­ma­mu oraz base­nu dla doro­słych z bicza­mi wod­ny­mi. Dla osób zmę­czo­nych po całym dniu na śnie­gu przy­go­to­wa­no stre­fę relak­su jedy­nie dla doro­słych – zosta­ła ona zapro­jek­to­wa­na przy uży­ciu drew­na, kamie­nia i szkła, aby nawią­zy­wać do alpej­skiej archi­tek­tu­ry regio­nu. Można tu pole­żeć na praw­dzi­wym sia­nie czy odpo­cząć w łóż­kach wod­nych przy akom­pa­nia­men­cie dźwię­ków natu­ry. Jeżeli jed­nak dla kogoś cały dzień aktyw­no­ści na świe­żym powie­trzu, to za mało, ma tu do dys­po­zy­cji siłow­nię oraz licz­ne zaję­cia spor­to­we. Waterpark jest czyn­ny w godzi­nach 10:00–22:00 i ofe­ru­je bile­ty rodzin­ne oraz pro­mo­cje. Ciekawostka: na pię­trze moż­na tu zoba­czyć kolek­cję pochod­ni olim­pij­skich zawie­ra­ją­cą aż 40 eks­po­na­tów, zaczy­na­jąc od pierw­szych nowo­żyt­nych Igrzysk w 1896 roku w Atenach.

MUS!, SPOTKANIE Z HISTORIĄ REGIONU

A jeśli ktoś woli nie­co spo­koj­niej­sze atrak­cje i jest zain­te­re­so­wa­ny histo­rią regio­nu, powi­nien udać się do Muzeum Livigno i Trepalle o nazwie MUS!. Dowiemy się tam nie­co o warun­kach życia, tra­dy­cjach i codzien­no­ści tego regio­nu daw­niej i dziś. Wiele osób jest zasko­czo­nych, że kobie­ty i męż­czyź­ni decy­do­wa­li się żyć na tak eks­tre­mal­nych wyso­ko­ściach (ponad 1.800 m n.p.m.) już wie­ki temu. Była to cięż­ka egzy­sten­cja z uwa­gi na kli­mat, suro­we warun­ki oraz odda­le­nie od resz­ty świa­ta. Najbliższy szpi­tal znaj­do­wał się wie­le kilo­me­trów dalej, a w zimie dro­gi były nie­prze­jezd­ne, więc śmier­tel­ność, szcze­gól­nie wśród dzie­ci, była dość wyso­ka. Leki wytwa­rza­no samo­dziel­nie z lokal­nych roślin i ziół. Ziemia była nie­uro­dzaj­na i upra­wia­no tu głów­nie rze­pę. Dzięki hodow­li krów i owiec wytwa­rza­no sery i masło, żeby wymie­niać je za inne towa­ry w odda­lo­nych o kil­ka­na­ście lub nawet kil­ka­dzie­siąt kilo­me­trów wio­skach. Dopiero w latach 50. powsta­ła dro­ga umoż­li­wia­ją­ca połą­cze­nie z innym miej­sco­wo­ścia­mi zimą. Dzięki niej Livigno zosta­ło odkry­te jako ide­al­na miej­sco­wość do upra­wia­nia spor­tów zimowych.

JEDZ, KUPUJ I KOCHAJ

Sport spor­tem, ale Livigno to tak­że zaku­py, dobre jedze­nie i wino, czy­li wło­skie „dolce vita”. W cen­trum miej­sco­wo­ści znaj­du­je się ponad 250 skle­pów, a z uwa­gi na panu­ją­cą tu stre­fę wol­no­cło­wą ceny w nich są przy­stęp­ne. Znajdziemy tu nie tyl­ko sze­ro­ką ofer­tę sprzę­tu spor­to­we­go i stro­jów nar­ciar­skich, ale tak­że ele­ganc­kie buti­ki z ubra­nia­mi, biżu­te­rią i buta­mi „made in Italy”. W koń­cu Włochy to świa­to­wa sto­li­ca mody. Możemy też skosz­to­wać lokal­nych pro­duk­tów, spe­cjal­nie ozna­czo­nych i dostęp­nych w skle­pi­kach z lokal­ną żyw­no­ścią, np. Bresaoli, czy­li suszo­ne­go na powie­trzu, solo­ne­go mię­sa woło­we­go, któ­re­go spo­sób przy­go­to­wa­nia się­ga śre­dnio­wie­cza. Fani serów powin­ni z kolei wybrać się do lokal­nej „Latterii”, w któ­rej ze świe­że­go kro­wie­go mle­ka wyra­bia się je ręcz­nie, jak przed wie­ka­mi. Można tu tak­że kupić wyjąt­ko­we lody o sma­ku orze­chów lasko­wych, pista­cji, czy kla­sycz­ne „fior di lat­te”. A jak wia­do­mo wło­skie lody nie maja sobie rów­nych. Wiele restau­ra­cji ser­wu­je tra­dy­cyj­ne dania (Pizzoccheri czy Canederi) przy­go­to­wa­ne głów­nie w opar­ciu o pro­duk­ty z regio­nu, ale znaj­dzie­my tu tak­że bez pro­ble­mu bur­ge­row­nie, restau­ra­cje ze ste­ka­mi czy loka­le z kuch­nią japoń­ską lub kore­ań­ską – dla każ­de­go coś smacz­ne­go. Na kola­cję zde­cy­do­wa­nie war­to wybrać się choć raz do jed­ne­go ze schro­nisk gór­skich, cięż­ko o bar­dziej kli­ma­tycz­ne miej­sce niż drew­nia­na skrzy­pią­ca cha­ta z wido­kiem na morze gwiazd i ośnie­żo­ne stoki.